andrzejsapkowski.pl
Wieża Jaskółki - cytaty
Rozdział piąty- cytaty
Kto przelewa, krew człowieka, tego krew przez człowieka będzie przelana.
Genesis, 9;6
Wielu spośród żyjących zasługuje na śmierć. A niejeden z tych, którzy umierają, zasługuje na życie. Czy możesz ich nim obdarzyć? Nie bądź więc tak pochopny w ferowaniu wyroków śmierci. Nawet bowiem najmądrzejszy z Mędrców nie wszystko wie.
John Ronald Reuel Tolkien
Zaiste, wielkiego trzeba zadufania i wielkiego zaślepienia, by posokę lejącą się z szafotu nazywać sprawiedliwością.
Vysogota z Corvo
—————————————————————-
– Co się zaś tyczy pośpiechu – dołożył filozoficznie – to wrażenie, że czas okropnie nagli, jest zazwyczaj sygnałem alarmowym, nakazującym zwolnić tempo, działać pomału i z należytym rozmysłem.
—————————————————————-
– Wiedzcie, mój panie wiedźminie – podjął po chwili prefekt – że ja poprzysiągłem sobie, że na tym terenie zapanuje prawo. Za wszelką cenę i wszelkimi metodami, per as et nefas. Bo prawo to nie juryaprudencja, nie gruba książka pełna paragrafów, to nie filozoficzne traktaty, nie naburmuszone brednie o sprawiedliwości, nie wyświechtane frazesy o moralności i etyce. Prawo to bezpieczne drogi i gościńce. To miejskie zaułki, którymi można spacerować nawet po zachodzie słońca. To zajazdy i karczmy, z których można wyjść do wychodka zostawiając sakiewkę na stole, a żonę przy stole. Prawo to spokojny sen ludzi pewnych, że zbudzi ich pianie kura, a nie czerwony kur! A dla tych, co prawo łamią – stryczek, topór, pal i czerwone żelazo! Kara, odstraszająca innych. Tych, którzy prawo łamią, należy chwytać i karać. Wszelkimi dostępnymi środkami i metodami… Ejże, wiedźminie! Czy dezaprobata, malująca się na twoim obliczu, odnosi się do celu, czy metod? Myślę, że do metod! Bo metody krytykować łatwo, ale w bezpiecznym świecie chciałoby się żyć, co? No, odpowiedz!
– Nie ma o czym gadać.
– Ja myślę, że jest.
– Mnie, panie Fulko – rzekł spokojnie Geralt – nawet podoba się świat z twojej wizji i twojej idei.
– Doprawdy? Twoja mina świadczy o czymś przeciwnym.
– Świat z twojej idei to świat akurat dla wiedźmina. Nigdy nie zabraknie w nim dla wiedźmina roboty. Zamiast kodeksów, paragrafów i naburmuszonych frazesów o sprawiedliwości twoja idea daje bezprawie, anarchię, samowolę i prywatę królewiąt i sobiepanków, nadgorliwość chcących przypodobać się zwierzchnikom karierowiczów, zaślepioną mściwość fanatyków, okrucieństwo siepaczy, rewanż i sadystyczną zemstę. Twoja wizja to świat strachu, świat, w którym ludzie boją się wychodzić po zmierzchu nie z lęku przed bandytami, ale przed stróżami prawa, bo wszakże efektem wielkich łowów na bandziorów zawsze jest to, że bandziory gremialnie wstępują w szeregi stróżów prawa. Twoja wizja to świat łapownictwa, szantażu i prowokacji, świat świadków koronnych i świadków fałszywych. Świat szpiclostwa i wymuszonych zeznań. Donosicielstwa i strachu przed donosem. I nieuchronnie przyjdzie dzień, gdy w twoim świecie poszarpie się obcęgami piersi niewłaściwej osoby, gdy niewinnie się kogoś powiesi lub wbije na pal. A wtedy to już będzie świat zbrodni.
—————————————————————-
– Nie zapomniałeś aby o czymś?
– Nie, nie zapomniałem. Drugi mój warunek: chcę Angouleme. Przyspieszysz dla niej amnestię i wypuścisz z ciemnicy. Wiedźminowi koronnemu potrzebny jest twój świadek koronny. Szybko, godzisz się czy nie?
– Godzę – odrzekł prawie natychmiast Fulko Artevelde. – Nie mam wyjścia. Angouleme jest twoja. Bo przecież wiem, że przystajesz na współpracę ze mną tylko dla niej.
—————————————————————-
Geralt zaklął plugawie i rzucił się na Cahira, oplótł go ramionami i zwalił na ziemię, potoczyli się po żwirze, okładając pięściami, aż huczało.
A wszystko to w upiornym i nienaturalnym świetle rozbryzgujących się na niebie sztucznych ogni.
– Zaprzestańcie! – wrzeszczał Jaskier. – Zaprzestańcie, wy cholerni idioci!
Cahir zręcznie wybił Geraltowi ziemię spod nóg, próbującego się podnieść walnął w zęby. I poprawił, aż zadzwoniło. Geralt zwinął się, sprężył i kopnął go, w krocze nie trafił, trafił w udo. Zwarli się znowu, przewrócili, poturlali, grzmocąc jeden drugiego gdzie popadło, oślepieni przez ciosy i włażący do oczu kurz i piach.
I nagle rozłączyli się, potoczyli w przeciwne strony, kuląc się i chroniąc głowy przed świszczącymi razami.
Milva, odpasawszy z bioder gruby skórzany pas, chwyciwszy za klamrę, owinąwszy wokół napięstka, dopadła wojowników i zaczęła ich łoić, od ucha, z całej siły, nie żałując ni rzemienia, ni ręki. Pas świstał i z suchym trzaskiem spadał na ręce, barki, plecy i ramiona już to Cahira, już to Geralta. Gdy rozdzielili się, Milva skakała od jednego do drugiego jak pasikonik, nadal piorąc ich sprawiedliwie, tak by żaden nie dostał ani mniej, ani więcej od drugiego.
– Wy głuptaki głupie! – wrzasnęła, z trzaskiem waląc Geralta przez plecy. – Wy durnie durnowate! Ja was rozumu nauczę, obydwu!
– Już? – wrzasnęła jeszcze głośniej, smagając Cahira po rękach, którymi zasłaniał głowę. – Przeszło wam? Uspokoili się?
– Już! – zawył Wiedźmin. – Dość!
– Dość! – zawtórował zwinięty w kłębek Cahir. – Wystarczy!
– Wystarczy – powiedział wampir. – Naprawdę już wystarczy, Milvo.
Łuczniczka dyszała ciężko, ocierając czoło owiniętą pasem pięścią.
– Brawo – odezwała się Angouleme. – Brawo, ciotka.
Milva odwróci ła się na pięcie i z całej siły smagnęła ją pasem przez bark. Angouleme krzyknęła, usiadła i rozpłakała się.
– Mówiła żem – wydyszała Milva – żebyś na mię tak nie wołała. Mówiła żem!
– Nic się nie stało! – Jaskier nieco roztrzęsionym głosem uspokajał kupców i podróżnych, którzy nadbiegli od sąsiednich ognisk. – Ot, małe towarzyskie nieporozumienie. Przyjacielska sprzeczka. Już zażegnana!
Wiedźmin dotknął językiem ruszającego się zęba, wypluł krew cieknącą z przeciętej wargi. Czuł, jak na plecach i ramionach rosną mu już wałki, jak puchnie – do rozmiarów chyba kalafiora – chlaśnięte rzemieniem ucho. Obok niezgrabnie gramolił się z ziemi Cahir, trzymając się za policzek. Na jego odsłoniętym przedramieniu w oczach wręcz wyrastały i nabrzmiewały szerokie czerwone pręgi.
Na ziemię opadł śmierdzący siarką deszcz, popiół z ostatniego fajerwerku.
Angouleme łkała żałośnie, trzymając się za bark. Milva odrzuciła pas, po chwili wahania uklękła przy niej, objęła i przytuliła bez słowa.
– Proponuję – odezwał się zimnym głosem wampir – abyście podali sobie ręce. Proponuję, aby nigdy, przenigdy już nie wracać do tamtej sprawy.