andrzejsapkowski.pl

Krew elfów - cytaty

Rozdział siódmy - cytaty

„Nikt nie rodzi się czarodziejem. Zbyt mało nadal wiemy o genetyce i mechanizmach dziedziczności. Zbyt mało czasu i środków poświęcamy na badania. Niestety, prób dziedzicznego przekazywania zdolności magicznych dokonujemy stale, w sposób, że się tak wyrażę, naturalny. A rezultaty tych pseudoeksperymentów nazbyt często widzi się w rynsztokach miast i pod murami świątyń. Nazbyt wiele widzi się i napotyka debilek i katatoniczek, śliniących się i robiących pod siebie proroków, wieszczek, wioskowych wyroczni i cudotwórców, kretynów z mózgami zdegenerowanymi przez odziedziczoną, nie opanowaną Moc.

Ci debile i kretynki też mogą mieć potomstwo, mogą przekazywać mu zdolności i degenerować się dalej. Czy ktokolwiek jest w stanie przewidzieć i określić, jak będzie wyglądało, ostatnie ogniwo takiego łańcucha?

Większość z nas, czarodziejów, traci zdolności do prokreacji w wyniku zmian somatycznych i zaburzeń funkcjonowania przysadki mózgowej. Niektórzy — a najczęściej niektóre — dostrajają się do magii zachowując wydolność gonad. Mogą poczynać i rodzić — i mają czelność uważać to za szczęście i błogosławieństwo. A ja powtarzam: nikt nie rodzi się czarodziejem. I nikt nie powinien się nim rodzić! Świadoma wagi tego, co piszę, odpowiadam na pytanie, postawione na Zjeździe w Cidaris. Odpowiadam z cala stanowczością: każda z nas musi zdecydować, czym chce być — czarodziejką czy matką.

Domagam się, aby sterylizować wszystkie adeptki. Bez wyjątku. „

Tissaia de Vries, Zatrute źródło


—————————————————————-

„— Nie wszystkie — rzekła z przekąsem Eurneid. — Niektóre z nas nie pobrudzą sobie rączek. Niektóre pracują tylko dwa razy w tygodniu. Nie mają czasu na pracę, bo jakoby uczą się sztuczek czarnoksięskich. Ale tak naprawdę to chyba zbijają bąki albo biegają po parku i ścinają badyle kijem. Wiesz, o kim mówię, Ciri, prawda?

— Ciri pewnie wyruszy na tę wojnę — zachichotała Iola Druga. — Jest przecież podobno córką rycerza! Wielką wojowniczką ze strasznym mieczem! Nareszcie będzie mogła ścinać głowy zamiast pokrzyw!

— Nie, ona jest przecież możną czarownicą! – zmarszczyła nosek Eurneid. – Ona zamieni wszystkich nieprzyjaciół w myszy polne. Ciri! Pokaż nam jakiś straszny czar. Zrób się niewidzialna albo spraw, by marchew wcześniej urosła. Albo zrób coś takiego, by kury karmiły się same. No, nie daj się prosić! Rzuć jakieś zaklęcie!

— Magia nie jest na pokaz — powiedziała gniewnie Ciri. — Magia to nie jarmarczne sztuczki.

— Oczywiście, oczywiście — zaśmiała się adeptka. — Nie na pokaz. Co, Iola? Zupełnie jakbym słyszała tę jędzę Yennefer!

— Ciri robi się do niej coraz bardziej podobna — oceniła Iola, demonstracyjnie pociągając nosem. – Nawet pachnie podobnie. Ha, to z pewnością magiczne pachnidełko, zrobione z dziwostrętu lub z ambry. Używasz magicznych pachnidełek, Ciri?

— Nie! Używam mydła! Tego, czego wy tak rzadko używacie!

— Oho — skrzywiła się Eurneid. — Jaka uszczypliwa, jaka złośliwa! Jak się nadyma!

— Dawniej taka nie była — napuszyła się Iola Druga. — Zrobiła się taka, od kiedy przestaje z tą wiedźmą. Śpi razem z nią, je razem z nią, na krok tej Yennefer nie odstępuje. Na lekcje w świątyni prawie w ogóle przestała przychodzić, a dla nas to już ani chwilki czasu nie ma!

— A my całą pracę za nią musimy robić! I w kuchni, i w ogrodzie! Zobacz, Iola, jakie ona ma rączki! Jak królewna!

— Tak to już jest! — zapiała Ciri. – Jedni mają trochę rozumu, to dla nich księga! Inni mają pstro w głowie, to dla nich miotła!

— A ty na miotle tylko latasz, tak? Czarownica od siedmiu boleści!

— Głupia jesteś!

— Sama głupia jesteś!

— A właśnie, że nie!

— A właśnie, że tak! Chodź, Iola, nie zwracaj na nią uwagi. Czarodziejki to nie dla nas kompania.

— Pewnie, że nie dla was! — wrzasnęła Ciri i cisnęła o ziemię koszyk z ziarnem. — Kury to dla was kompania!

Adeptki, zadzierając nosy, odeszły, otoczone rozgdakaną gromadą ptactwa.”


—————————————————————-

„Ciri nigdy nie dyszała tego z ust Nenneke, ale wiadomym było, że arcykapłanka absolutnie nie życzy sobie, by Jarre kręcił się koło młodych adeptek. I odwrotnie. Adeptki zerkały jednakowoż ostro na chłopaka i swobodnie paplały, rozpatrując różne możliwości, jakie nastręczała częsta obecność na terenie świątyni czegoś, co nosiło spodnie. Ciri dziwiła się niepomiernie, bo Jarre stanowił zaprzeczenie wszystkiego, co według niej powinien reprezentować sobą atrakcyjny mężczyzna. W Cintrze, jak pamiętała, atrakcyjny mężczyzna sięgał głową powały, a barami od framugi do framugi, klął jak krasnolud, ryczał jak bawół i na trzydzieści kroków śmierdział koniem, potem i piwem, bez względu na porę dnia czy nocy. Mężczyzn, którzy temu opisowi nie odpowiadali, fraucymer królowej Calanthe nie uznawał za godnych westchnień i plotek. Ciri napatrzyła się też na innych mężczyzn — na mądrych i łagodnych druidów z Angrenu, na postawnych i chmurnych osadników z Sodden, na wiedźminów z Kaer Morhen. Jarre był inny. Był chudy jak patyk, niezgrabny, nosił za duże, zalatujące inkaustem i kurzem ubranie, miał wiecznie tłuste włosy, a na podbródku, miast zarostu, siedem lub osiem długich włosków, z czego około połowy wyrastało z dużej brodawki. Ciri zaiste nie rozumiała, dlaczego tak ją ciągnie do wieży Jarre. Lubiła z nim rozmawiać, chłopiec wiedział sporo, można się było wiele od niego nauczyć. Ale ostatnio, gdy patrzył na nią, miał dziwny, rozmazany i lepki wzrok.”


—————————————————————-

„— Zostaw, nie dotykaj — zaniepokoił się Jarre. — To niezwykle cenne, unikalne dzieło.

— Nie zjem ci go.

— Ręce masz brudne.

— Czyściejsze od twoich. Słuchaj, masz tu jakieś mapy?

— Mam, ale schowane w kufrze — powiedział prędko chłopak, ale na widok grymasu Ciri westchnął, zepchnął ze skrzyni zwoje pergaminów, podniósł wieko, uklęknął i zaczął grzebać w zawartości. Ciri, wiercąc się na krześle i machając nogami, nadal wertowała księgę. Spomiędzy stronic wyśliznęła się nagle luźna karta z obrazkiem przedstawiającym kobietę z włosami utrefionymi w spiralne loczki, zupełnie nagą, splecioną w uścisku z zupełnie nagim, brodatym mężczyzną. Wysunąwszy język, dziewczynka długo kręciła ryciną, nie mogąc zorientować się, gdzie góra, a gdzie dół. Dostrzegła wreszcie najistotniejszy detal obrazka i rozchichotała się. Jarre, podchodząc z wielkim rulonem pod pachą, poczerwieniał silnie, bez słowa wyjął jej rycinę z dłoni i ukrył pod zalegającymi stół papierzyskami.

— Niezwykle cenne i unikalne dzieło — zadrwiła. — To takie analogie studiujesz? Jest tam więcej podobnych obrazków? Ciekawe, księga nosi tytuł Leczenie i uzdrawianie. Chciałabym wiedzieć, jakież to choroby leczy się w taki sposób. „


—————————————————————-

„— Hmm… — Ciri schyliła się nad mapą. – Tutaj jest Aedirn — … I miasto Vengerberg… Jarre! Natychmiast przestań!

Chłopiec gwałtownie cofnął usta od jej włosów, zaczerwienił się jak piwonia.

— Nie życzę sobie, żebyś mi tak robił!

— Ciri, ja…

— Przyszłam do ciebie w poważnej sprawie, jak czarodziejka do uczonego — powiedziała zimno i godnie, tonem dokładnie imitującym ton Yennefer. – Więc się zachowuj!

„Uczony” spąsowiał jeszcze silniej, a minę miał tak głupią, że „czarodziejka” z trudem powstrzymała się od śmiechu, ponownie schylając się nad mapą.”


—————————————————————-

„— Gdy tu przyjechałam — odezwała się nagle czarodziejka swym zwykłym dźwięcznym, lekko drwiącym głosem. – Gdy spotkałyśmy się po raz pierwszy… Nie lubiłaś mnie.

Ciri milczała. Nasze pierwsze spotkanie, pomyślała. Pamiętam. Byłam z innym dziewczętami w Grocie, Zarzyczka pokazywała nam rośliny i zioła. Wtedy weszła Iola Pierwsza, szepnęła coś do ucha Zarzyczce. Kapłanka skrzywiła się niechętnie. A Iola Pierwsza podeszła do mnie z dziwną miną. Zbieraj się, Ciri, powiedziała, idź prędko do refektarza. Matka Nenneke cię wzywa. Ktoś przyjechał.

Dziwne, znaczące spojrzenia, podniecenie w oczach. I szept. Yennefer. Czarodziejka Yennefer. Prędzej, Ciri, pospiesz się. Matka Nenneke czeka. I ona czeka.

Od razu wiedziałam wtedy, pomyślała Ciri, że to ona. Bo widziałam ją. Widziałam ją poprzedniej nocy. W moim śnie.

Ona.

Nie znałam wtedy jej imienia. W moim śnie milczała. Patrzyła na mnie tylko, a za nią w ciemności widziałam zamknięte drzwi…

Ciri westchnęła. Yennefer odwróciła się, obsydianowa gwiazda na jej szyi zaskrzyła się tysiącem refleksów.

— Masz rację — przyznała poważnie dziewczynka, patrząc wprost we fiołkowe oczy czarodziejki. — Nie lubiłam Cię.”


—————————————————————-

„Yennefer była bardzo piękna. W porównaniu z delikatną, bladą i raczej pospolitą urodą kapłanek i adeptek, które Ciri oglądała co dnia, czarodziejka jaśniała urodą świadomą, wręcz demonstracyjną, zaakcentowaną, podkreśloną w każdym szczególe. Jej kruczoczarne loki, kaskadą opadające na ramiona, lśniły, odbijały światło jak pawie pióra, wijąc się i falując przy każdym poruszeniu. Ciri zawstydziła się nagle, zawstydziła swych podrapanych łokci, spierzchniętych dłoni, połamanych paznokci, włosów zbitych w szare strączki. Nagle przemożnie zapragnęła mieć to, co miała Yennefer — piękną, odsłoniętą głęboko szyję, a na niej śliczną czarną aksamitkę i śliczną skrzącą się gwiazdę. Wyrównane, podkreślone węgielkiem brwi i długie rzęsy. Dumne usta. I te dwie okrągłości, unoszące się przy każdym oddechu, opięte czarną tkaniną i białą koronką…”


—————————————————————-

„— Idź — kiwnęła głową Nenneke, nadaremnie próbując nadać uśmiechowi choćby pozory naturalności. – Idź, dziecko. Pamiętaj, że mieć za opiekuna kogoś takiego, jak pani Yennefer, to wielki zaszczyt. Nie przynieś wstydu świątyni i nam, twoim nauczycielkom. I bądź posłuszna.

Ucieknę dziś w nocy, postanowiła Ciri. Z powrotem do Kaer Morhen. Ukradnę konia ze stajni i tyle mnie będą widzieli. Ucieknę!

— Akurat — powiedziała półgłosem czarodziejka.

— Słucham? — kapłanka podniosła głowę. — Co mówiłaś?

— Nic, nic — uśmiechnęła się Yennefer. — Zdawało ci się. A może to mnie się zdawało? Spójrz no na twoją podopieczną, Nenneke. Zła jak kotka. Iskry w oczach, tylko patrzeć, jak parsknie, a gdyby umiała położyć uszy, zrobiłaby to. Wiedźminka! Trzeba będzie ostro wziąć za karczek, spiłować pazurki.

— Więcej wyrozumiałości — rysy arcykapłanki stwardniały wyraźnie. — Proszę, okaż jej serce i wyrozumiałość. Ona naprawdę nie jest tą, za kogo ją uważasz.

— Co chcesz przez to powiedzieć?

— Ona nie jest twoją rywalką, Yennefer.

Przez chwilę mierzyły się wzrokiem, obie, czarodziejka i kapłanka, a Ciri poczuła drganie powietrza, jakąś dziwną, straszną moc tężejącą między nimi. Trwało to ułamek sekundy, po czym moc znikła, a Yennefer roześmiała się, swobodnie i dźwięcznie.

— Zapomniałam — powiedziała. — Zawsze po jego stronie, co, Nenneke? Zawsze pełna troski o niego. Jak matka, której nigdy nie miał.

— A ty zawsze przeciw niemu — uśmiechnęła się kapłanka. — Jak zwykle obdarzasz go silną emocją. I bronisz się z całych sił, by emocji tej nie nazwać przypadkiem właściwym imieniem. „


—————————————————————-

„— Posłuchaj mnie uważnie, Niespodzianko — powiedziała. — Mogę cię bez trudu zauroczyć, zahipnotyzować lub wprowadzić w trans. Mogę cię sparaliżować, przemocą napoić eliksirem, rozebrać do naga, położyć na stole i badać przez kilka godzin, robiąc przerwy na posiłki, a ty będziesz leżeć i patrzeć w sufit, nie będąc w stanie poruszyć nawet gałkami ocznymi. Postąpiłabym tak z pierwszą lepszą smarkulą. Z tobą nie chcę tak postąpić, bo na pierwszy rzut oka widać, że jesteś dziewczyną inteligentną i dumną, że masz charakter. Nie chcę ani ciebie, ani siebie narażać na wstyd. Przed Geraltem. Bo to on mnie prosił, bym zbadała twoje zdolności. Bym pomogła ci poradzić sobie z nimi. „


—————————————————————-

„— Ale ja nie nadaję się na czarownicę! Nie mam żadnych zdolności! Nigdy nie będę czarownicą i nie chcę być! Jestem przeznaczona Geral… Jestem przeznaczona na wiedźminkę! Przyjechałam tu tylko na krótko! Niedługo wrócę do Kaer Morhen…

— Uporczywie wpatrujesz się w mój dekolt — powiedziała zimno Yennefer, mrużąc lekko fiołkowe oczy. — Widzisz w nim coś niecodziennego, czy to tylko zwykła zazdrość?

— Ta gwiazda… — mruknęła Ciri. — Z czego ona jest? Te kamyczki się poruszają i tak dziwnie świecą…

— Pulsują — uśmiechnęła się czarodziejka. — To są aktywne brylanty, zatopione w obsydianie. Chcesz zobaczyć z bliska? Dotknąć?

— Tak… Nie! — Ciri cofnęła się, ze złością potrząsnęła głową, chcąc odpędzić od siebie lekki zapach bzu i agrestu bijący od Yennefer. — Nie chcę! Po co mi to? Nie interesuje mnie! Nic a nic! Jestem Wiedźminką! Nie mam żadnych zdolności do magii! Na czarownicę się nie nadaję, to chyba jasne, bo jestem… A w ogóle…

Czarodziejka usiadła na stojącej pod murem kamiennej ławeczce i skupiła się na obserwacji paznokci.

— … a w ogóle — dokończyła Ciri — to muszę się zastanowić.

— Chodź tu. Usiądź obok mnie.

Usłuchała.

— Muszę mieć czas do namysłu — powiedziała niepewnie.

— Słusznie — Yennefer kiwnęła głową, nadal wpatrzona w paznokcie. — To poważna sprawa. Wymaga zastanowienia.

Obie milczały przez chwilę. Spacerujące po parku adeptki zerkały na nie ciekawie, szeptały, chichotały.

— No?

— Co… no?

— Namyśliłaś się?

Ciri zerwała się na równe nogi, prychnęła, tupnęła.

— Ja… ja… — sapnęła, z wściekłości nie mogąc złapać tchu. — Żartujesz sobie ze mnie? Potrzebuję czasu! Zastanowić się muszę! Dłużej! Przez cały dzień… I noc! „


—————————————————————-

„— Gdybyśmy zdecydowały się na edukację, będę żądała absolutnego posłuszeństwa. Powtarzam: absolutnego. Jeśli zatem zbrzydnie ci nauka, wystarczy, że okażesz nieposłuszeństwo. Wtedy natychmiast nauka się skończy. Jasne?

Ciri kiwnęła głową, łypnęła na czarodziejkę zielonym okiem.

— Po drugie — kontynuowała Yennefer, rozpakowując juki — będę wymagała absolutnej szczerości. Nie wolno ci będzie niczego przede mną ukrywać. Niczego. Jeśli więc poczujesz, że masz dosyć, wystarczy zacząć kłamać, udawać, pozorować albo zamknąć się w sobie. Jeżeli cię, o coś zapytam, a ty nie odpowiesz szczerze, będzie to również oznaczało natychmiastowy koniec nauki. Czy mnie zrozumiałaś?

— Tak — mruknęła Ciri. — A czy ta… szczerość… Czy to działa w obie strony? Czy będę mogła… zadawać pytania tobie?

Yennefer spojrzała na nią, a usta skrzywiły jej się dziwnie.

— Oczywiście — odpowiedziała po chwili. — Rozumie się samo przez się. Na tym polegać będzie nauka i opieka, którą mam zamiar nad tobą roztoczyć. Szczerość działa w obie strony. Możesz zadawać mi pytania. W każdej chwili. A ja na nie odpowiem. Szczerze.

— Na każde pytanie?

— Na każde.

— Od tej chwili?

— Tak. Od tej chwili.

— Co jest pomiędzy tobą a Geraltem, pani Yennefer?

Ciri omal nie zemdlała, przerażona własną zuchwałością, zmrożona ciszą, jaka zapadła po pytaniu.

Czarodziejka powoli zbliżyła się do niej, położyła ręce na ramionach, spojrzała w oczy, z bliska, głęboko.

— Tęsknota — odpowiedziała poważnie. — Żal. Nadzieja. I lęk. Tak, wydaje się, że niczego nie pominęłam. No, teraz możemy już przystąpić do testów, ty mała zielonooka żmijko. Sprawdzimy, czy się nadajesz. Chociaż po twoim pytaniu zdziwiłabym się bardzo, gdyby okazało się, że nie. Idziemy, brzydulko.

Ciri żachnęła się.

— Dlaczego mnie tak nazywasz?

Yennefer uśmiechnęła się kącikiem ust.

— Przyrzekłam ci szczerość. „


—————————————————————-

„— Ciągle sobie kpisz — Ciri zgrzytnęła zębami. — A ja chciałam ci tylko powiedzieć… No, o tych zdolnościach. Bo widzisz, tam, w Kaer Morhen, w górach… Nie umiałam zrobić żadnego wiedźmińskiego Znaku. Ani jednego!

— Wiem o tym.

— Wiesz?

— Wiem. Ale to o niczym nie świadczy.

— Jak to? No… Ale to jeszcze nie wszystko!

— Słucham w napięciu.

— Ja się nie nadaję. Czy nie rozumiesz tego? Jestem… za młoda.

— Byłam młodsza, kiedy zaczynałam.

— Ale pewnie nie byłaś…

— O co ci chodzi, dziewczyno? Przestań się jąkać! Chociaż jedno pełne zdanie, bardzo proszę.

— Bo… — Ciri opuściła głowę, zarumieniła się. — Bo Iola, Myrrha, Eumeid i Katje, gdy jadłyśmy obiad, śmiały się ze mnie i powiedziały, że do mnie czary nie mają przystępu, a ja nie zrobię żadnej magii, bo… Bo jestem… dziewicą, to znaczy…

— Wyobraź sobie, że wiem, co to znaczy — przerwała czarodziejka. — Pewnie znowu poczytasz to za złośliwą drwinę, ale z przykrością komunikuję ci, że pleciesz bzdury. Wracajmy do testu.

— Jestem dziewicą! — powtórzyła Ciri zadziornie. — Po co te testy? Dziewica nie może czarować!

— Nie widzę wyjścia — Yennefer odchyliła się na oparcie krzesła. — Idź więc i strać dziewictwo, jeśli aż tak ci przeszkadza. Ja poczekam. Ale pospiesz się, jeśli możesz.

– Żartujesz sobie ze mnie?

— Zauważyłaś? — czarodziejka uśmiechnęła się lekko. — Gratuluję. Zdałaś wstępny test na bystrość. „


—————————————————————-

„Podczas jednego z takich relaksów, wyciągnięta na trawie, wpatrzona w niebo, Ciri zadała nurtujące ją pytanie.

— Pani Yennefer? Kiedy wreszcie zakończymy te testy?

— Aż tak cię nużą?

— Nie… Ale chciałabym już wiedzieć, czy nadaję się na czarodziejkę.

— Nadajesz się.

— Już to wiesz?

— Wiedziałam o tym od początku. Niewiele osób jest zdolnych dostrzec aktywność mojej gwiazdy. Bardzo niewiele. Ty zauważyłaś to natychmiast.

— A testy?

— Zakończone. Wiem już o tobie to, co chciałam wiedzieć.

— Ale niektóre zadania… Nie bardzo mi wyszły. Sama mówiłaś, że… Naprawdę jesteś pewna? Nie mylisz się? Jesteś pewna, że mam zdolności?

— Jestem pewna.

— Ale…

— Ciri — czarodziejka sprawiała wrażenie, że jest rozbawiona i zniecierpliwiona jednocześnie. – Od momentu, gdy położyłyśmy się na łące, rozmawiam z tobą nie używając głosu. To się nazywa telepatia, zapamiętaj. I jak zapewne zauważyłaś, nie utrudnia nam to konwersacji. „


—————————————————————-

„— Zapamiętaj — powtórzyła. — Magia jest Chaosem, Sztuką i Nauką. Jest przekleństwem, błogosławieństwem i postępem. Wszystko zależy od tego, kto się magią posługuje, jak i w jakim celu. A magia jest wszędzie. Wszędzie wokół nas. Łatwo dostępna. Wystarczy wyciągnąć rękę. Spójrz. Wyciągam rękę. „


—————————————————————-

„— Ziemia, po której stąpamy. Ogień, który nie wygasa w jej wnętrzu. Woda, z której wyszło wszelkie życie i bez której to życie jest niemożliwe. Powietrze, którym oddychamy. Wystarczy wyciągnąć rękę, by nad mmi zapanować, zmusić do uległości. Magia jest wszędzie. Jest w powietrzu, w wodzie, w ziemi i w ogniu. I jest za drzwiami, które Koniunkcja Sfer przed nami zamknęła. Stamtąd, zza zamkniętych drzwi, magia niekiedy wyciąga rękę do nas. Po nas. Wiesz o tym, prawda? Poczułaś już dotknięcie magii, dotyk ręki zza zamkniętych drzwi. Dotyk ten przepełnił cię strachem. Taki dotyk każdego przepełnia strachem. Bo w każdym z nas jest Chaos i Ład, Dobro i Zło. Ale nad tym można i trzeba panować. Trzeba się tego nauczyć. I ty nauczysz się tego, Ciri. Po to przyprowadziłam cię tu, do tego kamienia, który od niepamiętnych czasów stoi na przecięciu tętniących mocą żył. Dotknij go. „


—————————————————————-

„— Pani Yennefer?

— Słucham.

— Czy mogę… W ramach tej szczerości, którą mi obiecywałaś… Czy mogę cię o coś zapytać?

— Możesz. Ale, na bogów, byle nie o dziewictwo, proszę. Ciri przygryzła wargę i milczała długo.

— Trudno — westchnęła Yennefer. — Niech będzie. Pytaj.

— Bo widzisz… — Ciri zarumieniła się, oblizała wargi. — Dziewczęta w dormitorium ciągle plotkują i opowiadają różne historie… O święcie Belleteyn i inne takie… A na mnie mówią, że smarkata jestem i że jestem dziecko, bo już czas… Pani Yennefer, jak to naprawdę jest? Jak poznać, że już nadszedł czas…

— … by móc pójść z mężczyzną do łóżka?

Ciri oblała się rumieńcem. Milczała chwilę, potem uniosła oczy i kiwnęła głową.

— To łatwo stwierdzić — powiedziała swobodnie Yennefer. — Jeżeli zaczynasz się nad tym zastanawiać, to znak, że ten czas już nadszedł.

— A ja wcale nie chcę!

— To nie jest obowiązkowe. Nie chcesz, nie idziesz.

— Aha — Ciri znów przygryzła wargę. – A ten… No… Mężczyzna… Jak poznać, że to ten właściwy, z którym….

— … można pójść do łóżka?

— Mhm.

— Jeżeli w ogóle ma się wybór — czarodziejka skrzywiła wargi w uśmiechu — a nie ma się dużej wprawy, w pierwszej kolejności ocenia się nie mężczyznę, ale łóżko.

Szmaragdowe oczy Ciri nabrały kształtu i rozmiaru spodków.

— Jak to… łóżko?

— Właśnie tak. Tych, którzy łóżek w ogóle nie mają, eliminujesz z miejsca. Spośród pozostałych eliminujesz posiadaczy łóżek brudnych i niechlujnych. A gdy pozostaną już tylko tacy, którzy mają łóżka czyste i schludne, wybierasz tego, który najbardziej ci się podoba. Niestety, sposób nie jest stuprocentowo pewny. Można się cholernie pomylić.

— Żartujesz?

— Nie. Nie żartuję. Ciri, od jutra będziesz spać tu, ze mną. Przenieś tu twoje rzeczy. W dormitorium adeptek, jak słyszę, marnuje się na paplaninę za dużo czasu, który winien być przeznaczony na odpoczynek i sen. „


—————————————————————-

„— Żyły są wszędzie?

— Prawie. Nauczysz się, jak je wykrywać, znajdować w terenie, rozpoznawać takie punkty. Znaczą je uschłe drzewa, skarlałe roślinki, miejsca omijane przez wszystkie zwierzęta. Oprócz kotów.

— Kotów?

— Koty lubią spać i odpoczywać na intersekcjach. Wiele krąży opowieści o magicznych zwierzętach, ale tak naprawdę kot, oprócz smoka, jest jedynym stworzeniem umiejącym chłonąć moc. Nikt nie wie, po co kot ją chłonie i jak wykorzystuje…”


—————————————————————-

„Magia, jak żelazny grot z zadziorem, utkwiła w niej. Zraniła głęboko. Bolała. Bolała tym dziwnym rodzajem bólu, który dziwnie kojarzy się z rozkoszą. „


—————————————————————-

„— Nie wolno ci osłabić koncentracji i pozwolić, by energia wyrywała się z ciebie sama. Moja Mistrzyni zwykła była mawiać, że wydawanie mocy musi odbywać się tak, jakbyś puszczała bąka na sali balowej: delikatnie, oszczędnie i pod kontrolą. I tak, by postronni nie połapali się, że to ty. Rozumiesz?

— Rozumiem!

— Wyprostuj się. Przestań chichotać. Przypominam, zaklęcia to sprawa poważna. Rzuca się je w postawie pełnej gracji, ale i dumnej. Gesty wykonuje się płynnie, ale powściągliwie. Z godnością. Nie robi się głupich min, nie krzywi, nie wysuwa języka. Operujesz siłą natury, okaż naturze szacunek.

— Dobrze, pani Yennefer.”


—————————————————————-

—” Haa, ha! Podskoczył! Koszyk podskoczył! Widziałaś?

— Zaledwie drgnął. Ciri, oszczędnie nie znaczy słabo. Psychokinezy używa się w określonym celu. Nawet wiedźmini stosują Znak Aard, by zwalić przeciwnika z nóg. Energia, którą wydałaś, nie strąciłaby przeciwnikowi kapelusza. Jeszcze raz, trochę mocniej. Śmiało!

— Ha! Ale pofrunął! Teraz było dobrze? Prawda? Pani Yennefer?

— Hmmm… Pobiegniesz potem do kuchni i zwędzisz trochę sera do naszego wina… Było prawie dobrze. Prawie. Jeszcze mocniej, brzydulko, nie bój się. Poderwij kosz z ziemi i porządnie walnij nim w ścianę tamtej szopki, tak żeby pierze poleciało. Nie garb się! Głowa do góry! Z gracją, ale dumnie! Śmiało, śmiało! O, jasna cholera!

— Ojej… Przepraszam, pani Yennefer… Chyba… wydałam trochę za dużo…

— Odrobinkę. Nie denerwuj się. Chodź tu do mnie. No, malutka.

— A… A szopka?

— To się zdarza. Nie ma się czym przejmować. Debiut, generalnie rzecz biorąc, należy ocenić pozytywnie. A szopka? To nie była wcale piękna szopka. Nie sądzę, żeby komuś bardzo brakowało jej w krajobrazie. Hola, moje panie! Spokojnie, spokojnie, po co ten gwałt i szum, nic się nie stało! Bez nerwów, Nenneke! Nic się nie stało, powtarzam. Trzeba po prostu uprzątnąć te deski. Przydadzą się na opał! „