andrzejsapkowski.pl
Wieża Jaskółki - cytaty
Rozdział ósmy- cytaty
Król bezgranicznie kochał swą małżonkę, królową, a ona całym sercem kochała jego. Coś takiego musiało skończyć się nieszczęściem.
Flourens Delannoy, Bajki i klechdy
—————————————————————-
– I za to cię lubię – powiedział po chwili milczenia Esterad Thyssen. – Straszny z ciebie skurwysyn. Przypominasz mi moją młodość. Patrzę na ciebie i widzę siebie w tym wieku.
Dijkstra podziękował ukłonem. Był od króla młodszy tylko o osiem lat. Był przekonany, że Esterad dokładnie to wie.
– Straszny z ciebie skurwysyn – powtórzył król, poważniejąc. – Ale porządny i przyzwoity skurwysyn. A to rzadkość w tych parszywych czasach.
Dijkstra ukłonił się ponownie.
– Widzisz – ciągnął Esterad – w każdym państwie spotkać można ludzi, którzy są ślepymi fanatykami idei społecznego ładu. Oddani tej idei, gotowi są dla niej na wszystko. Na zbrodnię również, albowiem cel uświęca według nich środki i zmienia znaczenie pojęć. Oni nie mordują, oni ratują porządek. Oni nie torturują, nie szantażują: oni zabezpieczają rację stanu i walczą o ład. Życie jednostki, jeśli jednostka narusza dogmat ustalonego porządku, nie jest dla takich ludzi warte grosza i wzruszenia ramion. Tego, że społeczeństwo, któremu służą, składa się z właśnie z jednostek, ludzie tacy nie przyjmują do wiadomości. Tacy ludzie dysponują tak zwanym szerokim spojrzeniem… a spojrzenie takie to najpewniejszy sposób, by nie dostrzegać innych ludzi.
– Nicodemus de Boot – nie wytrzymał Dijkstra.
– Blisko, ale niecelnie – król Koviru wyszczerzył alabastrowo białe zęby. – To był Vysogota z Corvo. Mniej znany, ale też dobry etyk i filozof. Poczytaj, polecam. Może została u was jeszcze jakaś jego książka, może nie wszystkie spaliliście?
—————————————————————-
– A ileż to wam trzeba, ciekawość?
– Niewiele. Milion bizantów.
– Niewiele? – Esterad Thyssen przesadnym gestem chwycił się oburącz za chapeau. – To ma być niewiele? Aj, aj!
– Dla waszej królewskiej mości – bąknął szpieg – taka suma to wszakże drobiazg…
– Drobiazg? – król puścił chapeau i wzniósł dłonie ku plafonowi. – Aj, aj! Milion bizantów to drobiazg, słyszysz, Zuleyka, co on mówi? A czy ty wiesz, Dijkstra, że mieć milion i nie mieć miliona, to razem dwa miliony? Ja rozumiem, ja pojmuję, że ty i Filippa Eilhart gwałtownie i gorączkowo poszukujecie koncepcji na obronę przed Nilfgaardem, ale co wy chcecie: cały Nilfgaard kupić, czy jak?
—————————————————————-
– O, mój drogi – żachnął się Esterad. – Tak argumentować nie wolno. Z traktatami jak z małżeństwem: nie zawiera się ich z myślą o zdradzie, a gdy się zawarło, nie podejrzewa się. A komu to nie pasuje, niech się nie żeni. Bo nie można zostać rogaczem, nie będąc żonatym, ale przyznasz, że strach przed rogami to żałosne i dość śmieszne usprawiedliwienie dla wymuszonego celibatu. A rogi nie są w małżeństwie tematem do rozważań: „co by było, gdyby”. Dopóki się rogów nie nosi, nie porusza się tej kwestii, a gdy się już nosi, to i nie ma o czym gadać. A skoro już przy rogach jesteśmy, jak się miewa małżonek pięknej Marie, markiz de Mercey, redański minister skarbu?
—————————————————————-
– A mówi twoja Dobra Księga, co czynić, jeśli przychodzi taki Dijkstra i domaga się od ciebie miliona?
– Księga – zamrugała znad okularów Zuleyka – nic nie mówi o niegodziwej mamonie. Ale w jednym z ustępów powiedziane jest: dawać większym jest szczęściem, niźli otrzymywać, a wspieranie ubogiego jałmużną jest szlachetne. Powiedziane jest: rozdaj wszystko, a uczyni to twą duszę szlachetną.
– A mieszek i kałdun uczyni pustymi – mruknął Esterad Thyssen. – Zuleyko, czy oprócz ustępów o szlachetnym rozdawnictwie i jałmużnictwie zawiera Księga jakieś mądrości dotyczące interesów? Co Księga, dla przykładu, mówi o wymianie ekwiwalentnej?
Królowa poprawiła okulary i jęła szybko kartkować inkunabuł.
– Jak Kuba bogom, tak bogowie Kubie – przeczytała.
Esterad milczał przez dłuższą chwilę.
– A może – powiedział wreszcie przeciągle – coś jeszcze?
Zuleyka wróciła do kartkowania Księgi.
– Znalazłam – oznajmiła nagle – coś wśród mądrości proroka Lebiody. Czy odczytać?
– Bardzo proszę.
– Powiada prorok Lebioda: zaprawdę, ubogiego datkiem wesprzyj. Ale miast dać ubogiemu całego arbuza, daj mu pół arbuza, bo się gotowo ubogiemu we łbie przewrócić od szczęścia.
– Pół arbuza – żachnął się Esterad Thyssen. – Znaczy, pół miliona bizantów? A czy ty wiesz, Zuleyka, że mieć pół miliona i nie mieć pół miliona to jest w sumie cały milion?
– Nie dałeś mi dokończyć – Zuleyka zganiła męża surowym spojrzeniem znad okularów. – Mówi dalej prorok: jeszcze lepiej zaś dać ubogiemu ćwierć arbuza. A najlepiej sprawić, by to kto inny dał ubogiemu arbuza. Albowiem zaprawdę powiadam wam, zawsze znajdzie się taki, kto ma arbuza i skłonny jest nim obdzielić ubogiego, jeśli nie ze szlachetności, to z wyrachowania albo dla inszego pozoru.
– Ha! – król Koviru palnął berłem w nocny stolik. – Zaprawdę, łebskim prorokiem był prorok Lebioda! Miast dać, sprawić, by dał ktoś inny? To mi się podoba, oto słowa prawdziwie miodopłynne! Prześledź mądrości owego proroka, ukochana moja Zuleyko. Pewien jestem, że jeszcze odkryjesz wśród nich coś, co pozwoli mi rozwiązać problem Redanii i armii, którą Redania chce zorganizować za moje pieniądze.
Zuleyka kartkowała księgę bardzo długo, nim wreszcie zaczęła czytać.
– Rzekł razu pewnego do proroka Lebiody uczeń jego: naucz mnie, mistrzu, jak mam postąpić? Zapragnął oto bliźni mój mego ulubionego psa. Jeśli oddam ulubieńca, serce pęknie mi z żałości. Jeśli zasię nie oddam, będę nieszczęśliwy, bo skrzywdzę bliźniego odmową. Co czynić? Czy masz, spytał prorok, coś, co kochasz mniej niż psa ulubieńca? Mam, mistrzu, odrzecze uczeń, kota psotnego, szkodnika utrapionego. I w ogóle go nie kocham. I rzekł prorok Lebioda: Weźmij cnego kota psotnego, szkodnika utrapionego, i podaruj go bliźniemu twemu. Podwójnego wonczas zaznasz zasię szczęścia. Kota się pozbędziesz, a bliźniego uradujesz. Albowiem najczęściej tak jest, że bliźni nie podarku pragnie, lecz być obdarowanym.
Esterad milczał czas jakiś, a czoło miał zmarszczone.
– Zuleyka? – zapytał wreszcie. – Czy to był aby ten sam prorok?
– Weźmij onego kota psotnego…
– Słyszałem za pierwszym razem! – wrzasnął król, ale natychmiast się zmitygował.
– Wybacz, najukochańsza. Rzecz w tym, że ja nie bardzo rozumiem, co mają koty do…
Zamilkł. I zamyślił się głęboko.
—————————————————————-
– Czy wiesz, moja najukochańsza żono, że dostrzegłem jeszcze jedną mądrość pośród mądrości proroka Lebiody? Taką, która da mi jeszcze jedną korzyść z obdarowania Redanii psotnymi kotami? Koty, moja Zuleyko, wrócą do domu. Koty zawsze wracają do domu. No, a gdy moje koty wrócą, gdy przyniosą żołd, zdobycz, bogactwa… To ja te koty opodatkuję!
—————————————————————-
– Ktoś to musi robić.
– I na kimś musi się skrupić. Wiem, że starasz się być sprawiedliwy, ale przecież nie unikniesz pomyłek, bo nie da się ich uniknąć. Nie da się też pozostać czystym, babrając się we krwi. Wiem, żeś nigdy nie skrzywdził nikogo dla prywaty, ale kto w to uwierzy? Kto będzie chciał w to wierzyć? W dniu, gdy los się odwróci, przypiszą ci mordowanie niewinnych i czerpanie z tego korzyści. A kłamstwo lepi się do człowieka jak smoła.
– Wiem.