andrzejsapkowski.pl
Krew elfów - cytaty
Rozdział pierwszy - cytaty
” Mężczyzna pochylił się, płomień ogniska zalśnił w jego oczach. To były dziwne oczy. Bardzo dziwne. Dawniej Ciri lękała się tych oczu, nie lubiła w nie patrzeć. Ale to było dawno. Bardzo dawno.
— Niczego nie pamiętam – szepnęła, szukając jego ręki, twardej i szorstkiej jak nie obrobione drewno. – Ten czarny rycerz…
— To był sen. Spij spokojnie. To już nie wróci.
Ciri słyszała już podobne zapewnienia, dawniej. Powtarzano jej to po wielokroć, wiele, wiele razy uspakajano ją, zbudzoną wśród nocy własnym krzykiem. Ale teraz było inaczej. Teraz wierzyła. Dlatego, że teraz mówił to Geralt z Rivii, Biały Wilk. Wiedźmin. Ten, który był jej przeznaczeniem. Któremu ona była przeznaczona. Wiedźmin Geralt, który odnalazł ją wśród wojny, śmierci i rozpaczy, zabrał ze sobą i obiecał, że już nigdy się nie rozstaną.
Zasnęła, nie puszczając jego dłoni.”
—————————————————————-
„Wyjątek, jak zwykle, stanowiły dzieci. Zwolniona z nakazu ciszy obowiązującego w czasie występu barda, smarkateria z dzikim wrzaskiem pomknęła ku lasowi, by tam z zapałem oddać się grze, której reguły były nie do pojęcia dla kogoś, kto pożegnał się już ze szczęśliwymi latami dzieciństwa. Mali ludzie, elfy, krasnoludki, niziołki, gnomy, półelfy, ćwierćelfy i berbecie zagadkowej proweniencji nie znały i nie uznawały podziałów rasowych i społecznych. Na razie.”
—————————————————————-
„— Pieśni i ballady — skłonił się artysta — nie kończą się nigdy, o pani, bo poezja jest wieczna i nieśmiertelna, nie zna m początku, ni końca… „
—————————————————————-
„— Ja, Donimir z Troy — krzyknął chudy rycerz z trzema lwami na wamsie — byłem w obu bitwach o Sodden, alem was tam nie widział, panie krasnoludzie!
— Boście pewnikiem taborów pilnowali! — odpalił Sheldon Skaggs. — A ja byłem w pierwszej linii, tam, gdzie było gorąco!
— Bacz, co mówisz, brodaczu! — poczerwieniał Donimir z Troy, podciągając obciążony mieczem pas rycerski. — I do kogo!
— Sam bacz! — krasnolud trzepnął dłonią po zatkniętym za pas toporze, odwrócił się do swych kompanów i wyszczerzył zęby. — Widzieliście go? Rycerz chędożony! Herbowy! Trzy lwy w tarczy! Dwa srają, a trzeci warczy! „
—————————————————————-
„— A ów wiedźmin — zawołał nagle Sheldon Skaggs — ten Geralt, któren ową Yennefer miłował, to już podobno ziemię gryzie. Słyszałem, że utłukli go gdzieś na Zarzeczu. Ubijał potwory, ubijał, aż trafiła kosa na kamień. Tak to już jest, ludkowie, kto mieczem wojuje, ten od miecza ginie. Każdy kiedyś trafi na lepszego i połknie żelazo.
— Nie wierzę — smukła wojowniczka wykrzywiła blade wargi, splunęła siarczyście na ziemię, z chrzęstem skrzyżowała na piersi osłonięte kolczą siatką przedramiona. – Nie wierzę, by Geralt z Rivii mógł trafić na lepszego. Zdarzyło mi się widzieć, jak ten wiedźmin włada mieczem. Jest wprost nieludzko szybki…
— Dobrze powiedziane — wtrącił czarodziej Radcliffe. — Nieludzko. Wiedźmini są mutantami, dlatego szybkość ich reakcji…
— Nie rozumiem, o czym mówicie, panie magiku — wojowniczka jeszcze paskudniej wykrzywiła usta. – Wasze słowa są zbyt uczone. Ja wiem jedno: żaden szermierz, jakiego znałam lub znam, nie może równać się z Geraltem z Rivii, Białym Wilkiem. Dlatego nie wierzę, by ów mógł zostać pokonany w walce, jak utrzymuje pan krasnolud.
— Każdy szermierz dupa, kiedy wrogów kupa — rzekł sentencjonalnie Sheldon Skaggs. – Tak mawiają elfy. „
—————————————————————-
„— Czego oni od nas chcą? – wrzasnęła Vera Loewenhaupt. — Dlaczego oni się na nas uwzięli? Dlaczego nie zostawią nas w spokoju, nie dadzą żyć i pracować? Czego oni chcą, ci Nilfgaardczycy?
— Chcą naszej krwi! — ryknął komes Vilibert.
— I naszej ziemi! — zawył ktoś z tłumu chłopów.
— I naszych bab! — zawtórował Sheldon Skaggs, groźnie łypiąc oczami.
Kilka osób parsknęło śmiechem, ale cicho i ukradkiem. Bo choć wielce zabawną była sugestia, by ktokolwiek poza krasnoludami mógł pożądać wyjątkowo nieatrakcyjnych krasnoludek, nie był to bezpieczny temat do kpin i żartów, zwłaszcza w obecności niskich, krępych i brodatych jegomościów, których topory i kordy miały brzydki zwyczaj niesamowicie szybko wyskakiwać zza pasów. A krasnoludy, z niewiadomych powodów święcie przekonane, że cały świat czyha lubieżnie na ich żony i córki, były pod tym względem niebywale drażliwe.
— To musiało kiedyś przyjść — oświadczył nagle siwy druid. — To musiało się stać. Zapomnieliśmy, że nie jesteśmy na tym świecie sami, że nie pępkiem tego świata jesteśmy. Jak głupie, leniwe, obżarte karasie w zamulonym stawie nie wierzyliśmy w istnienie szczupaków. Dopuściliśmy, by nasz świat, jak ów staw, zamulił się, zabagnił i zgnuśniał. Rozejrzyjcie się dookoła — wszędzie zbrodnia i grzech, chciwość, pogoń za zyskiem, kłótnia, niezgoda, upadek obyczajów, brak szacunku dla wszelkich wartości. Miast żyć tak, jak każe Natura, zaczęliśmy tę Naturę niszczyć. I co mamy? Powietrze zatrute smrodem dymarek, rzeki i ruczaje splugawione przez rzeźnie i garbarnie, lasy cięte bez opamiętania… Ha, nawet na żywej korze świętego Bleobherisa, spójrzcie jeno, o, tuż nad głową pana poety, wyrzezany kozikiem ohydny wyraz. Do tego jeszcze błędnie wyrzezany, nie dość, że wandal to był, to w dodatku nieuk, pisać nie umiejący. Czemu się dziwicie? To musiało się źle skończyć…”
—————————————————————-
„— Ech, zawrzyjcie gębę, świątobliwy! — zaryczał Sheldon Skaggs, tupiąc ciężkimi buciorami. — Mgło się robi od waszych zabobonów i banialuków! Flaki się przewracają…
— Ostrożnie, Sheldon — przerwał mu z uśmiechem wysoki elf. — Nie drwij z cudzej religii. Ani to ładne, ani grzeczne, ani… bezpieczne. „
—————————————————————-
„— Mogę tedy liczyć, że zechcecie odpowiedzieć na kilka pytań…
— Nie, nie możecie — przerwał poeta, nadymając się. — Teraz wy raczcie łaskawie wybaczyć, ale ja niechętnie dyskutuję o tematyce mych utworów, o inspiracjach, o postaciach, tak fikcyjnych, jak i innych. Odziera to bowiem poezję z jej poetycznej warstwy i wiedzie ku trywialności.
— Czyżby?
— Z całą pewnością. Zważcie, że gdybym po odśpiewaniu ballady o wesołej młynareczce ogłosił, że tak naprawdę to chodzi o Zvirkę, żonę młynarza Piskorza, i uzupełnił to wiadomością, że Zvirkę można swobodnie chędożyć co czwartek, bo w czwartki młynarz jeździ na jarmark, to już nie byłaby poezja. To byłoby albo kuplerstwo, albo ohydna potwarz. „
—————————————————————-
„— To co?
Na wąskie wargi Rience’a wypełzł paskudny grymas.
— To nie będę cię musiał zmuszać do mówienia.
— Słuchaj no, obwiesiu — Jaskier wstał i udał, że robi groźną minę. — Brzydzę się gwałtem i przemocą. Ale zaraz zawołam Mamę Lantieri, a ona wezwie niejakiego Gruziłę, który pełni w tym przybytku zaszczytną i odpowiedzialną funkcję wykidajły. To prawdziwy artysta w swoim fachu. On kopnie cię w rzyć, a ty wówczas przelecisz nad dachami tego grodu, tak pięknie, że nieliczni o tej porze przechodnie wezmą cię za pegaza. „
—————————————————————-
„Spojrzała mu w oczy, lekko kiwnęła głową, jej czarne lśniące loki zafalowały, kaskadą spłynęły z ramienia. Zsunęła pieczonego kurczaka na drewniany talerz i zaczęła go zręcznie rozdzielać. Posługiwała się nożem i widelcem.
Jaskier znał do tej pory tylko jedną osobę potrafiącą równie zręcznie jeść kurczaka nożem i widelcem. Teraz wiedział już, gdzie i od kogo Geralt się tego nauczył. Ha, pomyślał, nie dziwota, mieszkał z nią przez rok w jej domu w Vengerbergu, zanim od niej zwiał, wpoiła mu niejedno dziwactwo. Ściągnął z rożna drugiego kurczaka, bez namysłu udarł udko i zaczął ogryzać, demonstracyjnie trzymając oburącz.”
—————————————————————-
„— Nie chciałam być widziana. Później pojechałam za tobą do miasteczka. Czekałam tu, w oberży, nie wypadało mi przecież iść tam, dokąd ty się udałeś, do owego przybytku wątpliwej rozkoszy, a niewątpliwej rzeżączki. Wreszcie jednak zniecierpliwiłam się. Krążyłam po podwórku, gdy wydało mi się, że słyszę głosy dobiegające z chlewika. Wyczuliłam słuch, a wówczas okazało się, że to wcale nie jakiś sodomita, jak początkowo sądziłam, lecz ty. Hola, gospodarzu! Jeszcze wina, jeśli łaska!
— Służę, wielmożna pani! Już lecę!
— Tego samego, co poprzednio, bardzo proszę, ale tym razem bez wody. Wodę toleruję tylko w łaźni, w winie jest mi wstrętna.
— Służę, służę!
Yennefer odsunęła talerz. Na kurczaku, jak zauważył Jaskier, zostało jeszcze dość mięsa na śniadanie dla karczmarza i jego rodziny. Nóż i widelec byty bez wątpienia eleganckie i wytworne, ale mało wydajne. „
—————————————————————-
„— Boję się — szepnęła.
— Nie masz się czego bać — odpowiedział wiedźmin, kładąc dłoń na jej ramieniu. — Na całym świecie trudno o bezpieczniejsze miejsce. To jest Kaer Morhen, Wiedźmińskie Siedliszcze. Tu był kiedyś piękny zamek. Dawno temu.”
—————————————————————-
„— Zaczekaj tu z Eskelem — powiedział. — Odprowadzę Płotkę do stajni.
— Chodź do światła, mały — warknął mężczyzna zwany Eskelem. — Nie stój w ciemnościach.
Ciri spojrzała w górę, na jego twarz, i z trudem stłumiła krzyk przestrachu. To nie był człowiek. Chociaż stał na dwóch nogach, chociaż pachniał potem i dymem, chociaż nosił normalne ludzkie odzienie, to nie był człowiek. Żaden człowiek, pomyślała, nie może mieć takiej twarzy.
— No, na co czekasz? — powtórzył Eskel.
Nie poruszyła się. Z ciemności słyszała oddalający się stuk podków Płotki. Coś, co było miękkie i piszczało, przebiegło jej po nodze. Podskoczyła.
— Nie stój w mroku, smyku, bo ci szczury pogryzą cholewki.
Ciri, przytulając tobołek, postąpiła prędko w stronę światła. Szczury z piskiem pryskały jej spod nóg. Eskel schylił się, odebrał jej zawiniątko, zdjął kapturek.
— Zaraza — mruknął. — Dziewczynka. Tego jeszcze brakowało.
Spojrzała na niego, przestraszona. Eskel uśmiechał się.
Zobaczyła, że to jednak człowiek, że ma całkiem normalną ludzką twarz, tyle że zniekształconą długą, brzydką, półokrągłą blizną, biegnącą od kącika ust przez cały policzek, aż do ucha.
— Skoro tu już jesteś, witaj w Kaer Morhen — powiedział. — Jak cię wołają?”
—————————————————————-
„— Kim jest to dziecko, Wilku? Kim jest ta dziewczynka?
— Jest moim… — Geralt zająknął się nagle. Poczuła na ramionach jego mocne, twarde dłonie. I nagle strach zniknął. Przepadł bez śladu. Czerwony huczący ogień dawał ciepło. Tylko ciepło. Czarne sylwetki były sylwetkami przyjaciół. Opiekunów. Błyszczące oczy wyrażały ciekawość. Troskę. I niepokój…
Dłonie Geralta zacisnęły się na jej ramionach.
— Ona jest naszym przeznaczeniem. „