andrzejsapkowski.pl

Wieża Jaskółki - cytaty

Rozdział drugi- cytaty

Ciri już miała spytać, kim jest ów Bonhart, ale uprzedzili ją – prawie jednocześnie, jednym głosem – Asse i Reef.

– To łowca nagród – wyjaśnił ponuro Giselher. – Dawniej podobno żołnierką się parał, potem wędrownym handlem, wreszcie wziął się za zabijanie ludzi dla nagrody. To sukinsyn, jakich mało.

– Gadają – powiedział dość niefrasobliwie Kayleigh – że gdyby wszystkich, których Bonhart zaciukał, na jednym żalniku chcieć pochować, musiałby żalnik mieć z pół morgi.


—————————————————————-

Ciri początkowo była zdumiona i lekko rozczarowana – patrzyła na Giselhera jak w tęczę, miała Szczury za wzór swobody i niezależności, sama pokochała tę swobodę, tę pogardę dla wszystkiego i wszystkich. Aż tu niespodzianie przyszło wykonywać robotę na zamówienie. Jak najemnym zbirom, ktoś rozkazywał im, kogo bić. Mało tego – ktoś kogoś zakazywał im bić, a oni słuchali, spuściwszy uszy.

Coś za coś, wzruszyła ramionami indagowana Mistle. Hotsporn wydaje nam rozkazy, ale i daje informacje, dzięki którym przeżywamy. Swoboda i pogarda mają swoje granice. W końcu zawsze jest tak, że jest się czyimś narzędziem. Takie jest życie, Sokoliczko.

Ciri była zdziwiona i rozczarowana, ale przeszło jej szybko. Uczyła się. Także tego, by nie dziwić się za dużo i za dużo nie oczekiwać – bo wtedy rozczarowanie bywa mniej dotkliwe.


—————————————————————-

– Każdy – Hotsporn pochylił się w kulbace, zajrzał jej w oczy. – Bo taka jest przecież prawda. Ty przecież jesteś niewinną ofiarą, Falko. Nie masz jeszcze szesnastu lat, według praw cesarstwa jesteś niepełnoletnia. W bandzie Szczurów znalazłaś się przypadkowo. Nie twoją jest winą, że wpadłaś w oko jednej z bandytek, Mistle, której nienaturalne upodobania nie są żadną tajemnicą. Zostałaś przez Mistle zdominowana, wykorzystana seksualnie i zmuszona do…

– No i wyjaśniło się – przerwała Ciri, sama dziwiąc się swemu spokojowi. – Nareszcie wyjaśniło się, o co ci chodzi, Hotsporn. Widywałam już takich jak ty.

– Doprawdy?

– Jak każdemu kogucikowi – nadal była spokojna – grzebyk ci się podnosi na myśl o mnie i o Mistle. Jak każdemu głupiemu samczykowi świta ci w głupim łbie myśl, by spróbować wyleczyć mnie z przeciwnej naturze choroby, nawrócić zboczoną na drogę prawdy. A wiesz, co w tym wszystkim jest wstrętne i przeciwne naturze? Takie myśli właśnie!

Hotsporn przyglądał się jej w milczeniu i z dość zagadkowym uśmieszkiem na wąskich wargach.

– Moje myśli, droga Falko – rzeki po chwili – może i nie są przyzwoite, może i nie są ładne, ba, w sposób oczywisty nie są niewinne… Ale, na bogów, są one zgodne z naturą. Z moją naturą. Czynisz mi despekt, mniemając, że mój pociąg ku tobie ma podłoże w jakiejś… perwersyjnej ciekawości. Ha, czynisz również sobie samej despekt, nie zauważając lub nie chcąc przyjąć do wiadomości faktu, że twój zniewalający urok i niecodzienna uroda są w stanie rzucić na kolana każdego mężczyznę. Że czar twego spojrzenia…

– Słuchaj, Hotsporn – przerwała. – Czy ty dążysz to tego, by się ze mną przespać?

– Cóż za inteligencja – rozłożył ręce. – Po prostu brak mi słów.


—————————————————————-

Klacz łupnęła przednimi kopytami o ziemię, zarżała, stanęła bokiem, jakby każąc się podziwiać. Ciri nie mogła powstrzymać westchnienia zachwytu na widok tej delfiniej szyi, prostej i smukłej, ale mocno umięśnionej, małej kształtnej głowy o wypukłym czole, wysokiego kłębu, budowy zachwycającej proporcjonalnością.

Zbliżyła się ostrożnie, pokazując klaczy bransoletkę na napięstku. Klacz prychnęła przeciągle, stuliła ruchliwe uszy, ale pozwoliła chwycić za krężle i dała się pogłaskać po aksamitnym nosie.

– Kelpie – powiedziała Ciri. – Jesteś czarna i zwinna jak morska kelpie. Jesteś czarodziejska jak kelpie.

Będziesz więc nazywać się Kelpie. I nie dbam, czy to pretensjonalne, czy nie.

Klacz zaparskała, postawiła uszy, strzepnęła jedwabistym ogonem, sięgającym pęcin. Ciri – lubiąca wysoki dosiad – skróciła rzemienie puślisk, obmacała nietypowe, płaskie siodło bez terlicy i kuli przedniego łęku. Dopasowała but do strzemienia i chwyciła konia za grzywę.

– Spokojnie, Kelpie.

Siodło, wbrew pozorom, było całkiem wygodne. I z oczywistych względów dużo lżejsze od zwykłych kawaleryjskich kulbak.

– Teraz – powiedziała Ciri, klepiąc klacz po gorącej szyi. – Zobaczymy, czy jesteś równie rącza, jak piękna. Czy jesteś prawdziwa dzianetka, czy tylko blenderka. Co powiesz na dwadzieścia mil galopu, Kelpie?


—————————————————————-

Vysogota siedział nieruchomo. Od dłuższej chwili tak siedział. Wstrzymywał nawet oddech. Ciri kontynuowała opowieść, a jej głos robił się coraz bardziej głuchy, coraz bardziej nienaturalny i coraz bardziej nieprzyjemny.

– Rozkazał tym, co się zbiegli, by mu przynieśli worek soli i antałek octu. I piłę. Nie wiedziałam… Nie mogłam zrozumieć, co zamierza… Jeszcze wtedy nie wiedziałam, do czego jest zdolny. Ja byłam przywiązana… do koniowiązu… Zawołał jakichś pachołków, rozkazał im, by trzymali mnie za włosy… i za powieki. Pokazał im, jak… Tak, żebym nie mogła odwrócić głowy ani zamknąć oczu… Bym musiała patrzeć na to, co robi. Trzeba zadbać, by towar się nie zepsuł, powiedział. By nie uległ rozkładowi…

Glos Ciri załamał się, sucho uwiązł w gardle. Vysogota, wiedząc nagle, co usłyszy, poczuł, jak ślina wzbiera mu w ustach jak fala powodzi.

– Oderżnął im głowy – powiedziała głucho Ciri. – Piłą. Giselher, Kayleigh, Asse, Reef, Iskra… I Mistle. Odrzynał im głowy… Po kolei. Na moich oczach.