Andrzej Sapkowski

Menu:


saga Nowe wydanie Sagi o Wiedźminie


sagaebooki Saga o wiedźminie ebooki po 29,99zł, Trylogia Husycka ebooki po 33,33zł

Pani Jeziora - cytaty

"Rozdział szósty"

Noc była bardzo zimna, Jarre mimo zmęczenia nie mógł zasnąć, zwinięty w kłę bek pod opończą, z kolanami niemal dotykającymi podbródka. Gdy wreszcie usnął, spał źle, ustawicznie budziły go sny. Większości nie pamiętał. Oprócz dwóch. W pierwszym śnie znany mu wiedźmin Geralt z Rivii siedział pod zwisającymi ze skały długimi soplami, nieruchomy, oblodzony i szybko zasypywany walącym śniegiem. W drugim śnie Ciri na karym koniu, przytulona do grzywy, cwałowała szpalerem pokracznych olch usiłujących schwytać ją krzywymi konarami.

Ach, i przed samym świtem przyśniła mu się Triss Merigold. Po ubiegło rocznym pobycie w świątyni czarodziejka śniła się chłopcy kilka razy. Sny te zmuszały Jarre do rzeczy, których potem bardzo się wstydził.

Teraz, ma się rozumieć, do żadnego wstydu nie doszło. Było zwyczajnie za zimno.


----------------------------------------------------------------

- Krasnoludy z gór - wyjaśnił lancknecht. - Któryś z regimentów Mahakamskiego Ochotniczego Hufu.

- A jażem myślał - rzekł Okultich - że krasnoludy nie z nami, a przeciw nam. Że zdradziły nas one paskudne karły i że z Czarnymi w zmowie...

- Tyś myślał - lancknecht spojrzał na niego z politowaniem. - A czym, ciekawość? Ty, kapcanie, gdybyś w zupie połknął karalucha, to w kiszkach więcej byś miał rozumu aniżeli w głowie.


----------------------------------------------------------------

- Wiele - mruknął Dennis Cranmer. - Zaiste, wiele się rozstrzygnie...

- A jeszcze więcej się skończy.

- Wszystko... - Jarre beknął, obyczajnie przysłaniając usta dłonią. - Wszystko się skończy.

Krasnoludy przypatrywały mu się przez chwilę, zachowując milczenie.

- Nie całkiem - odezwał się wreszcie Zoltan Chivay - pojąłem cię, młodzieńcze. Nie zechciałbyś wyjaśnić, co miałeś na myśli?

- W radzie książęcej... - zająknął się Jarre. - W Ellander znaczy, mówiono, że zwycięstwo w tej wielkiej wojnie dlatego jest tak ważne, bo... Bo jest to wielka wojna, która położy kres wszystkim wojnom.

Sheldon Skaggs parsknął i opluł sobie brodę piwem. Zoltan Chivay zaryczał w głos.

- Wy tak nie sądzicie, panowie?

Teraz na Dennisa Cranmera wypadła kolej parsknąć. Yarpen Zigrin zachował powagę, patrzył na chłopca baczniej i jakby z troską.

- Synu - powiedział wreszcie bardzo serio. - Spójrz. Tam przy szynkwasie siedzi Evangelina Parr. Jest ona, trzeba przyznać , pokaźna. Ba, nawet wielka. Ale mimo jej rozmiarów ponad wszelką wątpliwość nie jest to kurwa zdolna położyć kres wszystkim kurwom.


----------------------------------------------------------------

"Na ścianie widocznego w wylocie uliczki spichlerza widniał koślawy, wymalowany wapnem napis głoszący: RÓB MIŁOŚĆ NIE WOJNĘ. Tuż pod spodem ktoś - znacznie mniejszymi literami - nabazgrał: RÓB KUPĘ CO RANO."


----------------------------------------------------------------

- Ten - wskazał Dennis, oganiając się jednocześnie od much - wypisywał na murach i płotach głupie napisy. Tamten twierdził, że wojna to sprawa panów i że nilfgaardzcy wybranieccy chłopi nie są jego wrogami. Tamten po pijanemu opowiadał następując ą anegdotkę: "Co to jest dzida? To broń wielmożów, kij, mający biedaka na ka żdym z końców". A tam, na końcu, widzisz tę babę? To bajzelmama z wojskowego bordelu na kółkach, który ozdobiła napisem: "Ciupciaj, wojaku, dziś! Bo jutro możesz już nie móc".


----------------------------------------------------------------

- Nad namiotami sztandarta powiewa - powiedział Melfi. - Pojrzyj sam, Jarre. Te same lilije, coś to o nich na trakcie prawił. Jest sztandarta? Jest. Jest wojsko? Jest. Znaczy, to tu. Dobrze trafilim.

- Może ty. Ja na pewno nie.

- A ot, tam u płota stoi szarża jakowaś. U onej spytajmy.

Potem już poszło szybko.

- Nowi? - rozdarł się sierżant. - Z werbunku? Dawać papiery! Czego, kurwa, stoisz jeden z drugim? W miejscu marsz! Nie stać, kurwa! W lewo zwrot! Wróć, kurwa, w prawo! Biegiem marsz! Wróć, kurwa! Słuchać i zapamiętać! Najsampierw, kurwa, do prowiantmajstra! Pobrać rustunek! Kolczugę, skórznie, pikę, kurwa, hełm i kord! Potem na musztrę! Być gotowym do apelu, kurwa, o zmierzchu! Maaaaaarsz!

- Zaraz - Jarre rozejrzał się niepewnie. - Bo ja chyba mam jednak inny przydział...

Jaaaaaaaaaaaaaaak?!?

- Przepraszam, panie oficerze - Jarre poczerwieniał. - Idzie mi tylko o to, by zapobiec ewentualnej pomyłce... Albowiem pan komisarz wyraźnie... Wyraźnie mówił o przydziale be-pe-pe, więc ja...

- Jesteś w domu, chłopie - parsknął sierżant, rozbrojony nieco "oficerem". - To jest właśnie twój przydział. Witaj w Biednej Pierdolonej Piechocie.


----------------------------------------------------------------

- Pytasz dlaczego? - zasyczał, pochylając się w siodle i zaglądając w przerażone oczy niziołka. - Rzeknę ci, dlaczego. Dlatego, żeś jest niziołek parszywy, obcy, przybłęda, kto ciebie, nieludzia obrzydłego, obdziera, ten bogów raduje. Kto tobie, nieludziowi, dopieka, ten dobry i paterotyczny uczynek spełnia. A takowoż dlatego, że mię mdli z ochoty, by to twoje gniazdo nieludzkie z dymem puścić. Dlatego, że mię aż oskoma bierze, by te twoje karliczki wychędożyć. I dlatego, że nas jest pięciu tęgich zuchów, a was jest garść kurduplowatych zafajdańców. Teraz już wiesz, dlaczego?

- Teraz już wiem - powiedział wolno Rocco Hildebrandt. - Idźcie stąd precz, Duzi Ludzie. Idźcie precz, niecnoty. Niczego wam nie damy.

Szczupak wyprostował się, sięgnął po wiszący u siodła kord.

- Bij! - wrzasnął. - Zabij!

Ruchem tak szybkim, że aż umykającym wzrokowi, Rocco Hildebrandt schylił się do taczek, wycią gnął ukrytą pod rogożą kuszę, podrzucił kolbę do policzka i wpakował Szczupakowi bełt prosto w rozwarte we wrzasku usta. Incarvilia Hildebrandt z domu Biberveldt machnęła ręką na odlew, w powietrzu zakoziołkował sierp, bezbłędnie i z impetem trafiając w gardło Miltona. Kmiecy syn rzygnął krwią i fiknął kozła przez koński zad, komicznie machając nogami. Ograbek, wyjąc, runął pod kopyta konia, w jego brzuchu, wbity po drewniane okładziny uchwytu, tkwił sekator dziadka Holofernesa. Osiłek Klaproth zamierzył się na staruszka maczugą, ale zleciał z siod ła, kwicząc nieludzko, trafiony prosto w oko szpikulcem do flancowania ciśniętym przez Impi Vanderbeck. Okultich obrócił konia i chciał uciekać, ale babka Petunia doskoczyła do niego i wycięła zębami motyki w udo. Okultich zaryczał, spadł, noga uwięzła mu w strzemieniu, spłoszony koń powlókł go przez opłotki, przez ostre tyczki. Wleczony zbój ryczał i wył, a w ś lad za nim, niczym dwie wilczyce, mknęły babka Petunia z motyką i Impi z krzywym nożem do szczepienia drzewek. Dziad Holofernes wysmarkał się głośno.

Całe zajście - od krzyku Szczupaka po smarknięcie dziada Holofernesa - zajęło mniej więcej tyle czasu, co szybkie wypowiedzenie zdania: "Niziołki są niesamowicie szybkie i bezbłędnie miotają wszelkiego rodzaju pociski".




powrót do Cytaty "Pani Jeziora"