Andrzej Sapkowski

Menu:


saga Nowe wydanie Sagi o Wiedźminie


sagaebooki Saga o wiedźminie ebooki po 29,99zł, Trylogia Husycka ebooki po 33,33zł

Miecz przeznaczenia - cytaty

Opowiadanie: "Okruch lodu"

"- Tak - czarodziejka odsunęła flakoniki i słoiczki. - W miastach też może się znaleźć zajęcie dla wiedźmina. Myślę, ze kiedyś osiądziesz na stałe w jakimś mieście, Geralt.

Prędzej mnie szlag trafi, pomyślał. Ale nie powiedział tego głośno. Zaprzeczanie Yennefer, jak wiedział, nieuchronnie wiodło do kłótni, a kłótnia z Yennefer nie należała do rzeczy najbezpieczniejszych."


----------------------------------------------------------------

"- Skończyłeś, Geralt?

- Tak.

- Wyjdź z balii.

Nie wstając, Yennefer niedbale machnęła ręką i wypowiedziała zaklęcie. Woda z szaflika wraz z tą rozlaną na podłodze i tą ociekającą z Geralta szumiąc skupiła się w półprzeźroczystą kulę i ze świstem wyleciała przez okno. Usłyszał głośny plusk.

- A bodaj was zaraza, kurwie syny! - rozległ się z dołu rozsierdzony wrzask. - Nie macie gdzie szczyn wylewać? A bodaj was wszy żywcem zżarły, bodajby was pokaziło, bodajbyście zdechli!

Czarodziejka zamknęła okno.

- Psiakrew, Yen - wiedźmin zachichotał. - Mogłaś rzucić wodę gdzieś dalej.

- Mogłam - mruknęła. - Ale mi się nie chciało."


----------------------------------------------------------------

" Westchnął i objął ją, nie kryjąc intencji.

- Ej - szepnęła. - Brałeś eliksiry...

- No to co?

- Nic - zachichotała jak podlotek, przytulając się do niego, wyginając i unosząc, by ułatwić zsunięcie koszuli.

Zachwyt jej nagością jak zwykle spłynął mu dreszczem po plecach, zamrowił w palcach stykających się z jej skórą. Dotknął ustami jej piersi, krągłych i delikatnych, o sutkach tak bladych, że uzewnętrzniających się jedynie kształtem. Wplótł palce w jej włosy pachnące bzem i agrestem.

Poddawała się jego pieszczotom, mrucząc jak kot, trąc zgiętym kolanem o jego biodro.

Rychło okazało się, ze - jak zwykle - przecenił swoją wytrzymałość na wiedźmińskie eliksiry, zapomniał o ich wrednym działaniu na organizm. A może to nie eliksiry, pomyślał, może to zmęczenie walką, ryzykiem, zagrożeniem i śmiercią? Zmęczenie, na które już rutyniarsko nie zwracam uwagi? Ale mój organizm, choć sztucznie poprawiony, nie poddaje się rutynie. Reaguje naturalnie. Tyle że wtedy, kiedy nie trzeba. Zaraza.

Ale Yennefer - jak zwykle - nie pozwoliła się zdeprymować byle drobiazgiem. Poczuł, jak go dotyka, usłyszał, jak mruczy, tuż przy jego uchu. Jak zwykle, mimo woli zastanowił się nad kosmiczną liczbą innych okazji, przy których musiała używać tego wielce praktycznego zaklęcia. A potem przestał się zastanawiać. Jak zwykle było niezwykle."


----------------------------------------------------------------

"- Czy wiesz, co oznacza nazwa tego miasta? Aedd Gynvael?

- Nie. To z języka elfów?

- Tak. Oznacza okruch lodu.

- Dziwnie to nie pasuje do tej parszywej dziury.

- Wśród elfów - szepnęła czarodziejka w zamyśleniu - krąży legenda o Królowej Zimy, która w czasie zamieci przebiega kraje saniami zaprzężonymi w białe konie. Jadąc, królowa rozsiewa dookoła twarde, ostre, maleńkie okruchy lodu i biada temu, kogo taki okruch trafi w oko lub w serce. Taki ktoś jest zgubiony. Nic już nie będzie w stanie go ucieszyć, wszystko, co nie będzie miało bieli śniegu, będzie dla niego brzydkie, wstrętne, odrażające. Nie zazna spokoju, porzuci wszystko, podąży za Królową, za swoim marzeniem i miłością. Oczywiście, nigdy jej nie odnajdzie i zginie z tęsknoty. Podobno tu, w tym mieście, w zamierzchłych czasach zdarzyło się coś takiego. Piękna legenda, prawda?

- Elfy wszystko umieją ubrać w ładne słowa - mruknął sennie, wodząc ustami po jej ramieniu. - To wcale me legenda, Yen. To ładne opisanie paskudnego zjawiska, jakim jest Dziki Gon, przekleństwo pewnych okolic. Niewytłumaczalny, zbiorowy szał, zmuszający ludzi do przyłączenia się do upiornego orszaku, pędzącego po niebie. Widziałem to. Rzeczywiście, często zdarza się zimą. Dawano mi nieliche pieniądze, bym położył kres tej zarazie, ale nie podjąłem się. Na Dziki Gon nie ma sposobu...

- Wiedźmin - szepnęła całując go w policzek. - Za grosz romantyzmu nie ma w tobie. A ja... ja lubię legendy elfów, są takie piękne. Szkoda, że ludzie nie mają takich legend. Może kiedyś będą mieli? Może stworzą je? Ale o czym mają traktować legendy ludzi? Dookoła, gdziekolwiek spojrzeć, szarość i nijakość. Nawet to, co pięknie się zaczyna, wiedzie rychło w nudę i pospolitość, w ten ludzki rytuał, ten nużący rytm, nazywany życiem. Och, Geralt, niełatwo być czarodziejką, ale porównując to ze zwykłą, ludzką egzystencją... Geralt? - Złożyła głowę na jego pierś, poruszaną wolnym oddechem.

- Śpij - szepnęła. - Śpij, wiedźminie."


----------------------------------------------------------------

"- Zeugl.

- W życiu nie słyszałem o czymś takim. Mniemam, już ubity?

- Już ubity.

- Ile ma to kosztować miejską kasę? Siedemdziesiąt?

- Sto.

- No, no, panie wiedźminie! Chybaście się blekotu napili! Sto marek za zabicie byle robaka zadomowionego w kupie gówna?

- Robak czy nie robak, starosto, pożarł ośmioro ludzi, jak sami twierdziliście.

- Ludzi? Dobre sobie! Potworzysko, jak mi doniesiono, zjadło starego Zakorka, który słynął tym, że nigdy nie trzeźwiał, jedną starą babę z podgrodzia i kilkoro dzieci przewoźnika Sulirada, co nieprędko odkryto, bo Sulirad sam nie wie, ile ma dzieci, za szybko je robi, by mógł zliczyć. Też mi ludzie! Osiemdziesiąt.

- Gdybym nie zabił zeugla, wkrótce pożarłby kogoś znaczniejszego. Aptekarza, dajmy na to. I skąd bralibyście wówczas maść na szankry? Sto.

- Sto marek to kupa pieniędzy. Nie wiem, czy dałbym tyle za dziewięciogłową hydrę. Osiemdziesiąt pięć.

- Sto, panie Herbolth. Zważcie, że chociaż nie była to dziewięciogłową hydra, nikt z tutejszych, nie wyłączając słynnego Cykady, nie potrafił jakoś poradzić sobie z zeuglem.

- Bo nikt tutejszy nie zwykł babrać się w łajnie i odpadkach. Moje ostatnie słowo: dziewięćdziesiąt.

- Sto.

- Dziewięćdziesiąt pięć, na demony i diabły!

- Zgoda.

- No - Herbolth uśmiechnął się szeroko. - Załatwione. Zawsze się tak pięknie targujesz, wiedźminie?

- Nie - Geralt się nie uśmiechnął. - Raczej rzadko. Ale chciałem wam zrobić przyjemność, starosto.

- I zrobiłeś, niech cię dżuma - zarechotał Herbolth. - Hej, Przegrzybek! Sam tu! Księgę dawaj i sakwę i odlicz mi tu migiem dziewięćdziesiąt marek.

- Miało być dziewięćdziesiąt pięć.

- A podatek?"


----------------------------------------------------------------

" Na Geralcie kolekcja ta nie zrobiła wrażenia - mieszkał przez pół roku u Yennefer w Vengerbergu, a Yennefer miała jeszcze ciekawszy zbiór, zawierający nawet niesłychanych rozmiarów fallus, podobno górskiego trolla. Posiadała też wielce udatnie wypchanego jednorożca, na którego grzbiecie lubiła się kochać. Geralt był zdania, że jeżeli istniało miejsce gorzej nadające się do uprawiania miłości, to był nim chyba tylko grzbiet żywego jednorożca. W przeciwieństwie do niego, który łóżko uważał za luksus i cenił sobie wszystkie możliwe zastosowania tego wspaniałego mebla, Yennefer potrafiła być szalenie ekstrawagancka. Geralt przypomniał sobie miłe momenty spędzone z czarodziejką na pochyłym dachu, w pełnej próchna dziupli, na balkonie, i to cudzym, na balustradzie mostu, na chybotliwym czółnie na rwącej rzece i w czasie lewitacji trzydzieści sążni nad ziemią. Ale jednorożec był najgorszy. Któregoś szczęśliwego dnia kukła załamała się jednak pod nim, rozpruła i rozleciała, dostarczając licznych powodów do śmiechu."


----------------------------------------------------------------

"- Za każdym razem, gdy widzę te rzeczy - wiedźmin usiadł naprzeciw, wskazując na słoje i słoiki - zastanawiam się, czy rzeczywiście nie można uprawiać magii bez tego całego obrzydlistwa, na widok którego kurczy się żołądek.

- Kwestia gustu - rzekł czarodziej. - Jak też i przyzwyczajenia. Co jednego brzydzi, drugiego jakoś nie rusza. A ciebie, Geralt, co brzydzi? Ciekawe, co też może brzydzić kogoś, kto, jak słyszałem, dla pieniędzy potrafi wejść po szyję w gnój i nieczystości? Nie traktuj, proszę, tego pytania jako obrazę czy prowokację. Naprawdę jestem ciekaw, co może wywołać u wiedźmina uczucie odrazy.

- Czy w tym słoiku nie trzymasz przypadkiem krwi miesięcznej nie tkniętej dziewicy, Istredd? Wiedz, że brzydzi mnie, gdy wyobrażam sobie ciebie, poważnego czarodzieja, z buteleczką w garści, usiłującego zdobyć ten cenny płyn, kropla po kropli, klęcząc, że się tak wyrażę, u samego źródła.

- Celnie - Istredd uśmiechnął się. - Mówię oczywiście o twoim błyskotliwym dowcipie, bo co do zawartości słoika, to nie trafiłeś.

- Ale używasz czasami takiej krwi, prawda? Do niektórych zaklęć, jak słyszałem, ani podejdź bez krwi dziewicy, najlepiej zabitej w czasie pełni księżyca piorunem z jasnego nieba. W czym, ciekawość, krew taka lepsza jest od krwi starej gamratki, która po pijanemu spadła z ostrokołu?

- W niczym - zgodził się czarodziej z miłym uśmiechem na ustach. - Ale gdyby się wydało, że tę rolę może praktycznie równie dobrze spełnić krew wieprza, o ileż łatwiejsza do zdobycia, wtedy byle hołota zaczęłaby eksperymentować z czarami. A gdy hołocie przyjdzie nazbierać i użyć owej tak fascynującej cię dziewiczej krwi, smoczych łez, jadu białych tarantul, wywaru z obciętych niemowlęcych rączek lub z trupa, ekshumowanego o północy, to niejeden się rozmyśli."


----------------------------------------------------------------

"- Przestań - przerwał Geralt ostro, być może nawet zbyt ostro. - Przestań odmawiać mi z uporem praw, mam tego dosyć, słyszysz? Powiedziałem ci, nasze prawa są równe. Nie, do nagłej cholery, moje są większe.

- Doprawdy? - czarodziej pobladł lekko, sprawiając tym Geraltowi niewysłowioną przyjemność. - A to z jakiego tytułu?

Wiedźmin zastanowił się chwilę i zdecydował dobić go.

- A z takiego - wypalił - że wczoraj w nocy kochała się ze mną, a nie z tobą.

Istredd przyciągnął czaszkę blisko ku sobie, pogładził ją. Ręka, ku zmartwieniu Geralta, nie drgnęła mu nawet.

- To, według ciebie, daje jakieś prawa?

- Tylko jedno. Prawo do wyciągania wniosków.

- Aha - rzekł wolno czarodziej. - Dobrze. Jak chcesz. Ze mną kochała się dziś przed południem. Wyciągnij wnioski, masz prawo. Ja już wyciągnąłem.

Milczenie trwało długo. Geralt rozpaczliwie szukał słów. Nie znalazł. Żadnych.

- Szkoda tego gadania - powiedział wreszcie, wstając, zły na siebie, bo zabrzmiało to obcesowo i głupio. - Idę.

- Idź do diabła - rzekł Istredd równie obcesowo, nie patrząc na niego."


----------------------------------------------------------------

" - A spod nieskazitelnej bieli wyłania się wiosna - powiedział. - Wyłania się Aedd Gynvael, brzydkie miasteczko o pięknej nazwie. Aedd Gynvael i jego śmietnik, ogromna, śmierdząca kupa śmieci, w którą muszę wejść, bo za to mi płacą, bo po to mnie stworzono, by wchodzić w plugastwo, które innych napawa wstrętem i obrzydzeniem. Pozbawiono mnie zdolności odczuwania, abym nie był w stanie odczuć, jak potwornie plugawe jest owo plugastwo, bym nie cofnął się, nie uciekł przed nim, przejęty zgrozą. Tak, pozbawiono mnie uczuć. Ale niedokładnie. Ten, kto to robił, spartaczył robotę, Yen."


----------------------------------------------------------------

" Jak ja bardzo się myliłam, Geralt... Do jakiej pomyłki przywiodła mnie pycha królowej zimy, przekonanej o swojej wszechmocy. A są rzeczy... których nie sposób zdobyć nawet magią. I są dary, których nie wolno przyjąć, jeśli nie jest się w stanie odwzajemnić ich... czymś równie cennym. W przeciwnym razie taki dar przecieknie przez palce, stopi się niby okruch lodu, zaciśnięty w dłoni. Zostanie tylko żal, poczucie straty i krzywdy..."


----------------------------------------------------------------

" - Emocje, kaprysy i kłamstwa, fascynacja i gra. Uczucia i ich brak... Dary, których nie wolno przyjąć... Kłamstwo i prawda. Czym jest prawda? Zaprzeczeniem kłamstwa? Czy stwierdzeniem faktu? A jeżeli fakt jest kłamstwem, czym jest wówczas prawda? Kto jest pełen uczuć, które nim targają, a kto pustą skorupą zimnego czerepu? Kto? Co jest prawdą, Geralt? Czym jest prawda?

- Nie wiem, Yen. Powiedz mi.

- Nie - powiedziała i spuściła oczy. Po raz pierwszy. Nigdy przedtem nie widział, by to robiła. Nigdy.

- Nie - powtórzyła. - Nie mogę, Geralt. Nie mogę ci tego powiedzieć. Powie ci to ten ptak, zrodzony z dotknięcia twojej dłoni. Ptaku? Czym jest prawda?

- Prawda - powiedziała pustułka - jest okruchem lodu."


----------------------------------------------------------------

" Na barierce przed stajnią siedział chudy, czarny kot, w skupieniu liżąc łapkę.

- Kici, kici, koteczku - powiedział wiedźmin, Kot nieruchomiejąc spojrzał na niego złowrogo, położył uszy i zasyczał, obnażając kiełki.

- Wiem - Geralt kiwnął głową. - Ja ciebie też nie lubię. Żartowałem tylko."



powrót do Cytaty "Miecz przeznaczenia"