Krew elfów - cytaty
"Rozdział trzeci"
"Na trzeci dzień zmarły wszystkie dzieci, kromie jednego, otroka lat zaledwie dziesięciu. Ten, dotąd miotany gwałtownym obłąkaniem, wpadł był nagłe w głębokie odurzenie. Oczy jego miały wzrok szklany, chwytał bez ustanku rękami nakrycie albo wodził niemi w powietrzu, jak gdyby pióra chciał łapać. Oddech stał się głośny i chrapliwy, pot zimny, klejki i smrodliwy wystąpił na skórę. Tedy znowu mu eliksir podano do żył i atak się powtórzył. Tym razem nastąpił krwotok z nosa, a kaszel przeszedł w womit, po którym otrok całkiem był zwątlał i stał się bezwładny.
Symptomata nie wolniały przez dwa dni kolejne. Skóra dziecięcia, dotąd oblana potem, stała się sucha i rozpalona, puls utracił swoją pełność i twardość, był jednakowoż pomiernie mocny, raczej powolny niźli prędki. Ani raz jeden się już nie ocknął, ani nie zakrzyczał więcej.
Wreszcie nadszedł dzień siódmy. Otrok ocucił się jakoby ze snu i otworzył oczy, a oczy jego były jako te u żmii… "
Carla Demetia Crest, Próba Traw i inne tajne wiedźmińskie praktyki, własnymi oczyma oglądane, manuskrypt do wyłącznego wglądu Kapituły Czarodziejów.
----------------------------------------------------------------
"— Napij się z nami, Triss.
— Czyżby prawda była aż tak straszna — zadrwiła — że na trzeźwo nie da się o niej mówić? Że trzeba się urżnąć, by móc jej wysłuchać?
— Nie wymądrzaj się. Łyknij. Łatwiej zrozumiesz.
— A co to jest?
— Biała mewa.
— Co?
— Lekki środek — uśmiechnął się Eskel — na miłe sny.
— Psiakrew! Wiedźmiński halucynogen? To od tego tak wam świecą oczy wieczorami!
— Biała mewa jest bardzo łagodna. To czarna jest halucynogenna.
— Jeżeli w tym płynie jest magia, mnie nie wolno tego wziąć do ust!
— Wyłącznie naturalne składniki — uspokoił ją Geralt, ale minę, jak zauważyła, miał nietęgą. Najwyraźniej bał się pytań o skład eliksiru. - I rozcieńczone dużą ilością wody. Nie proponowalibyśmy ci czegoś, co mogłoby zaszkodzić.
Musujący płyn o dziwnym smaku uderzył zimnem w przełyk, rozlał się ciepłem po ciele. Czarodziejka przesunęła językiem po dziąsłach i podniebieniu. Nie umiała rozpoznać żadnego składnika. "
----------------------------------------------------------------
"— Przyszłaś za nią aż tutaj, Triss Merigold? Aż tutaj? Zaszłaś za daleko. Czternasta. Ostrzegałem cię.
— Kim jesteś? - Triss wzdrygnęła się. Ale panowała nad głosem.
— Dowiesz się, gdy nadejdzie czas.
— Dowiem się zaraz!
Czarodziejka uniosła ręce, rozpostarła je gwałtownie, wkładając wszystkie siły w Czar Identyfikacji. Magiczna kurtyna pękła, ale za nią była druga… Trzecia… Czwarta…
Triss z jękiem osunęła się na kolana. A rzeczywistość pękała dalej, otwierały się kolejne drzwi, długi, nie kończący się szereg prowadzący w nicość. W pustkę.
— Pomyliłaś się, Czternasta — zadrwił metaliczny, nieludzki głos. — Pomyliłaś niebo z gwiazdami odbitymi nocą na powierzchni stawu.
— Nie dotykaj… Nie dotykaj tego dziecka!
— To nie jest dziecko.
Usta Ciri poruszały się, ale Triss widziała, że oczy dziewczynki są martwe, zeszklone, nieprzytomne.
— To nie jest dziecko — powtórzył głos. — To jest Płomień, Biały Płomień, od którego zajmie się i spłonie świat. To jest Starsza Krew, Hen Ichaer. Krew elfów. Ziarno, które nie wykiełkuje, lecz wybuchnie płomieniem. Krew, która będzie skalana… Gdy nadejdzie Tedd Deireadh, Czas Końca. Va'esse deireadh aep eigean!
— Wieszczysz śmierć? — krzyknęła Triss. — Czy tylko to umiesz, wieszczyć śmierć? Wszystkim? Im, jej… Mnie?
— Tobie? Ty już umarłaś. Czternasta. Wszystko już w tobie umarło. "
----------------------------------------------------------------
"— Czy… Czy mówiłyśmy coś w transie?
— Ty nic. Cały czas byłaś nieprzytomna. Ciri… Tuż przed przebudzeniem… Powiedziała… "Va'esse deireadh aep eigean".
— Zna Starszą Mowę?
— Nie na tyle, by wypowiedzieć pełne zdanie.
— Zdanie znaczące: "Coś się kończy" — czarodziejka przetarła twarz dłonią. — Geralt, to poważna sprawa. Dziewczyna jest niebywale silnym medium. Nie wiem, z czym i z kim się kontaktuje, ale sądzę, że nie ma dla niej granic kontaktu. Coś chce nią owładnąć. Coś… co jest dla mnie za potężne. Boję się o nią. Kolejny trans… może się skończyć chorobą psychiczną. Ja nad tym nie panuję, nie umiem zapanować, nie potrafię… Gdyby to było konieczne, nie potrafiłabym zablokować, stłumić jej zdolności, nie zdołałabym, gdyby nie było innego wyjścia, permanentnie ich zgasić. Musisz skorzystać z pomocy… innej czarodziejki. Zdolniejszej. Bardziej doświadczonej. Wiesz, o kim mówię.
— Wiem — odwrócił głowę, zacisnął usta.
— Nie opieraj się. Nie broń. Domyślam się, dlaczego nie zwróciłeś się do niej, lecz do mnie. Zwalcz ambicję, pokonaj żal i zawziętość. To nie ma sensu, zadręczysz się. I ryzykujesz zdrowie i życie Ciri. To, co najprawdopodobniej stanie się z nią w kolejnym transie, może być gorsze od Próby Traw. Zwróć się o pomoc do Yennefer, Geralt.
— A ty, Triss?
— Co, ja? — przełknęła z trudem. — Ja się nie liczę. Zawiodłam cię. Zawiodłam cię… we wszystkim. Byłam… byłam twoim błędem. Niczym więcej.
— Błędy — powiedział z wysiłkiem — też się dla mnie liczą. Nie wykreślam ich ani z życia, ani z pamięci. I nigdy nie winię za nie innych. Liczysz się dla mnie, Triss, i zawsze będziesz liczyć. Nigdy nie sprawiłaś mi zawodu. Nigdy. Wierz mi. "
----------------------------------------------------------------
"— Nie piszcz, ćwicz! Atak, odskok! Parada! Półpiruet! Parada, pełny piruet! Pewniej na słupkach, do cholery! Nie chwiej się! Wykrok, cios! Szybciej! Półpiruet! Skacz i tnij! Tak jest! Bardzo dobrze!
— Naprawdę? Naprawdę było dobrze, Lambert?
— Kto tak powiedział?
— Ty! Przed chwilą!
— Musiałem się przejęzyczyć. Atak! Półpiruet! Odskok! I jeszcze raz! Ciri, a gdzie była parada? Ile razy mam powtarzać? Po odskoku zawsze ma następować parada, wyrzut klingi chroniący głowę i kark! Zawsze!
— Nawet wtedy, gdy walczę tylko z jednym przeciwnikiem?
— Nigdy nie wiesz, z czym walczysz. Nigdy nie wiesz, co jest z tyłu, za tobą. Musisz się zawsze zasłaniać. Praca nóg i miecz! To ma być odruch. Odruch, rozumiesz? Nie wolno ci o tym zapominać. Zapomnisz w prawdziwej walce i już po tobie. Jeszcze raz! No! Właśnie tak! Widzisz, jak ładnie cię ustawia taka parada? Możesz z niej wyprowadzić każde uderzenie. Możesz z niej ciąć w tył, jeśli będziesz musiała. No, pokaż piruet i cios w tył.
— Haaa!
— Bardzo ładnie. Wiesz już, w czym rzecz? Dotarło do ciebie?
— Nie jestem głupia!
— Jesteś dziewczyną. Dziewczyny rozumu nie mają.
— Ech, Lambert, gdyby to Triss usłyszała!
— Gdyby babcia miała wąsy, toby została wojewodą. No, wystarczy. Zejdź. Odpoczniemy.
— Nie jestem zmęczona!
— Ale ja jestem. Powiedziałem, odpoczynek. Zejdź z grzebienia.
— Saltem?
— A jak byś chciała? Jak kura z grzędy? Jazda, skacz. Nie bój się, ubezpieczam cię.
— Haaaa!
— Ładnie. Jak na dziewczynę, bardzo ładnie. Możesz już zdjąć opaskę z oczu. "
----------------------------------------------------------------
"— Ha! No to chodźmy na sanki.
— Pójdziemy. Ale pozwól mi dokończyć makijażu.
— A dla kogo ty się tak malujesz, hę?
— Dla siebie. Kobieta podkreśla urodę dla własnego samopoczucia.
— Hmmm… Wiesz, co? Ja też coś marnie się czuję. Nie śmiej się, Triss! "
----------------------------------------------------------------
"— Chodź, pójdziemy teraz, by naszą urodą wprawić wiedźminów w osłupienie. Trudno o przyjemniejszy widok. A potem weźmiemy sanki i rozmażemy sobie makijaż w głębokich zaspach.
— I umalujemy się znowu!
— Nie. Każemy Lambertowi napalić w łaźni i wykąpiemy się.
— Znowu? Lambert mówił, że zużywamy za dużo opału na te kąpiele.
— Lambert cńen me a'baeth aep arse.
— Co? Tego nie zrozumiałam…
— Z czasem opanujesz również idiomy. Do wiosny mamy jeszcze dużo czasu na naukę. A teraz… Va'en aesledde, me elaine luned! "
----------------------------------------------------------------
"— To, na tej rycinie… Nie, psiajucha, nie na tej… Na tej. To jest, jak już wiesz, ghul. Posłuchajmy, Ciri, czego nauczyłaś się o ghulu… Ej, spójrz no na mnie! Co ty, u diabła starego, masz na powiekach?
— Lepsze samopoczucie!
— Co? A, mniejsza z tym. No, słucham. "
----------------------------------------------------------------
"— Dlatego uczysz się teraz o ghulach, Ciri. To, co znane, przestaje być koszmarem. To, z czym umie się walczyć, nie jest już aż tak groźne. Jak walczy się z ghulem Ciri?
— Srebrnym mieczem. Ghul jest wrażliwy na srebro.
— Na co jeszcze?
— Na ostre światło. I na ogień.
— A zatem można z nim walczyć za pomocą światła i ognia?
— Można, ale to niebezpieczne. Wiedźmin nie używa światła ani ognia, bo to przeszkadza widzieć. Każde światło powoduje cienie, a cienie utrudniają orientację. Trzeba zawsze walczyć w ciemności, przy świetle księżyca albo gwiazd.
— Bardzo słusznie. Dobrze zapamiętałaś, jesteś pojętną dziewczynką. A teraz spójrz tu, na tę rycinę. "
----------------------------------------------------------------
"— Auuu!!! Miało być wolniutko! Co zrobiłam źle? Powiedz, Coen!
— Nic. Jestem po prostu wyższy i silniejszy.
— To nieuczciwe!
— Nie ma czegoś takiego jak uczciwa walka. W walce wykorzystuje się każdą przewagę i każdą sposobność, jaka się nadarza. Cofając się, dałaś mi możliwość włożenia w cios większej siły. Zamiast się cofać, należało zastosować Półpiruet w lewo i spróbować ciąć mnie z dołu, kwartą dexter, pod brodę, w policzek albo w gardło.
— Akurat byś mi pozwolił! Zrobisz odwrotny piruet i sięgniesz mnie w lewą stronę szyi, zanim zdążę złożyć paradę! Skąd mam wiedzieć, co zrobisz?
— Musisz wiedzieć. I wiesz.
— Akurat!
— Ciri. To, co robimy, to walka. Jestem twoim przeciwnikiem. Chcę i muszę cię pokonać, bo tu idzie o moje życie. Jestem od ciebie wyższy i silniejszy, będę więc szukał okazji do ciosów, którymi zbiję i przełamię twoją paradę, tak jak to przed chwilą widziałaś. Po co mi piruet? Jestem już w sinistrze, zobacz. Cóż prostszego, jak uderzyć sekundą, pod pachę, na wnętrze ramienia? Jeśli rozetnę ci tętnicę, umrzesz w ciągu kilku minut. Broń się! "
----------------------------------------------------------------
"— Coen?
— Aha?
— Ciągle jestem za mało szybka…
— Jesteś bardzo szybka.
— Czy będę kiedyś tak szybka jak ty?
— Wątpię.
— Hmm… No tak. A czy ty… Kto jest najlepszym szermierzem na świecie?
— Nie mam pojęcia.
— Nigdy nie znałeś takiego?
— Znałem wielu, którzy się za takich uważali.
— Ha! Kim byli? Jak się nazywali? Co potrafili?
— Wolnego, wolnego, dziewczyno. Nie znam odpowiedzi na te pytania. Czy to takie ważne?
— Pewnie, że ważne! Chciałabym wiedzieć… kim tacy szermierze są. I gdzie tacy są.
— Gdzie są, to ja wiem.
— Ha! Więc gdzie?
— Na cmentarzach."
----------------------------------------------------------------
"— Świat wali się w gruzy — powtórzył Coen, kiwając głową w udanej zadumie. — Ileż razy ja już to słyszałem.
— Ja też — wykrzywił się Lambert. - I nie dziwota, bo to ostatnio popularne powiedzonko. Tak mówią królowie, gdy okazuje się, że do królowania niezbędna jest jednak odrobina rozumu. Tak mawiają kupcy, gdy chciwość i głupota doprowadzają ich do bankructwa. Tak mówią czarodzieje, gdy zaczynają tracić wpływ na politykę lub źródła dochodów. A adresat wypowiedzi powinien zaraz po niej oczekiwać jakiejś propozycji. Skróć więc wstęp, Triss, i złóż nam propozycję. "
----------------------------------------------------------------
—— Wierzę. Ale ja nie jestem na to dość szlachetny. I nie dość mężny. Ja nie nadaję się na żołnierza i bohatera. Dojmujący strach przed bólem, przed kalectwem lub śmiercią nie jest jedynym powodem. Nie można zmusić żołnierza, by przestał się bać, ale można go wyposażyć w motywację, która pomoże mu przełamać strach. A ja takiej motywacji nie mam. Nie mogę mieć. Jestem wiedźminem. Sztucznie stworzonym mutantem. Zabijam potwory. Za pieniądze. Bronię dzieci, gdy rodzice mi zapłacą. Jeśli zapłacą mi nilfgaardzcy rodzice, będę bronił nilfgaardzkich dzieci. A jeśli nawet świat legnie w gruzach, co nie wydaje mi się prawdopodobnym, będę zabijał potwory na gruzach świata dopóty, dopóki jakiś potwór mnie nie zabije. To jest mój los, moja motywacja, moje życie i mój stosunek do świata. I nie ja go wybrałem. Zrobiono to za mnie. —
----------------------------------------------------------------
"— Dziwię ci się — odrzekła ostro. — Dziwię się, że tak mówisz, dziwię się twojemu brakowi motywacji, jak zechciałeś uczenie określić lekceważący dystans i obojętność. TY byłeś w Sodden, w Angrenie i na Zarzeczu. Wiesz, co stało się z Cintrą, wiesz, co spotkało królową Calanthe i kilkanaście tysięcy tamtejszych ludzi. Wiesz, przez jakie piekło przeszła Ciri, wiesz, dlaczego ona krzyczy po nocach. Ja również to wiem, bo ja też tam byłam. Ja również boję się bólu i śmierci, dzisiaj boję się jeszcze bardziej, niż wtedy, mam po temu powody. Co do motywacji, to wtedy wydawało mi się, że mam jej równie mało co ty. Miały mnie, czarodziejkę, obchodzić losy Sodden, Brugge, Cintry czy innych królestw? Kłopoty mniej lub bardziej udolnych władców? Interesy kupców i baronów? Byłam czarodziejką, też mogłam powiedzieć, że to nie moja wojna, że mogę na gruzach świata mieszać eliksiry dla Nilfgaardczyków. Ale stanęłam wtedy na Wzgórzu, obok Vilgefortza, obok Artauda Terranovy, obok Fercarta, obok Enid Findabair i Filippy Eilhart, obok twojej Yennefer. Obok tych, których już nie ma — Koral, Yoela, Vanielle.. i był taki moment, że zapomniałam ze strachu wszystkich zaklęć oprócz jednego, za pomocą którego mogłam teleportować się z tamtego strasznego miejsca do domu, do mojej maleńkiej wieżyczki w Mariborze. Była taka chwila, że rzygałam z przerażenia, a Yennefer i Koral podtrzymywały mnie za kark i włosy…
— Przestań. Przestań, proszę.
— Nie, Geralt. Nie przestanę. Przecież chcesz wiedzieć, co się stało tam, na Wzgórzu. Posłuchaj więc — był huk i płomień, były świetliste groty i rozrywające się kule ognia, był wrzask i łoskot, a ja nagle znalazłam się na ziemi, na jakiejś kupie zwęglonych, dymiących szmat, i nagle zrozumiałam, że ta kupa szmat to jest Yoel, a to obok, to coś okropnego, ten kadłub bez rąk i nóg, który tak makabrycznie krzyczy, to jest Koral. I myślałam, że krew, w której leżę, jest krwią Koral. Ale to była moja własna. I wtedy zobaczyłam, co mi zrobiono, i zaczęłam wyć, wyć jak bity pies, jak krzywdzone dziecko… Zostaw mnie! Nie obawiaj się, nie rozpłaczę się. Nie jestem już dziewczynką z wieżyczki w Mariborze. Psiakrew, ja jestem Triss Merigold, Czternasta Poległa spod Sodden. Pod obeliskiem na Wzgórzu jest czternaście grobów, ale tylko trzynaście ciał.
Zdumiewa cię, że mogło dojść do takiej pomyłki? Nie domyślasz się? Większość zwłok była w trudnych do rozpoznania kawałkach, nikt tego nie segregował. Żywych też trudno było się doliczyć. Z tych, którzy dobrze mnie znali, przy życiu została tylko Yennefer, a Yennefer była niewidoma. Inni znali mnie przelotnie, zawsze rozpoznawali po moich pięknych włosach. A ja ich, cholera jasna, już nie miałam!
Geralt objął ją mocniej. Już nie próbowała go odpychać.
— Nie pożałowano nam najsilniejszych czarów — podjęła głucho — zaklęć, eliksirów, amuletów i artefaktów. Niczego nie mogło zabraknąć dla okaleczonych bohaterów ze Wzgórza. Wyleczono nas, połatano, przywrócono dawny wygląd, oddano włosy i wzrok. Prawie nie widać… śladów. Ale ja już nigdy nie założę wydekoltowanej sukni, Geralt. Nigdy. "
----------------------------------------------------------------
"— Ja stanę obok ciebie! — krzyknęła cienko Ciri. — Zobaczysz, że stanę! Zapłacą mi ci Nilfgaardczycy za moją babkę, za wszystko… Ja nie zapomniałam!
— Bądź cicho — warknął Lambert. — Nie wtrącaj się do rozmów dorosłych…
— Akurat! — tupnęła dziewczynka, a w jej oczach rozgorzał zielony ogień. - Myślicie, że po co ja się uczę walczyć mieczem? Chcę go zabić, jego, tego czarnego rycerza z Cintry, tego ze skrzydłami na hełmie, za to, co mi zrobił, za to, że się bałam! I zabiję go! Dlatego się uczę!
— A zatem przestaniesz się uczyć — powiedział Geralt głosem zimniejszym niż mury Kaer Morhen. — Dopóki nie pojmiesz, czym jest miecz i czemu ma on służyć w dłoni Wiedźmina, nie weźmiesz go do ręki. Nie uczysz się, by zabijać i być zabitą. Nie uczysz się zabijać ze strachu i nienawiści, ale by móc ratować życie. Własne i innych.
Dziewczynka zagryzła wargi, drżąc z podniecenia i złości.
— Zrozumiałaś?
Ciri raptownie poderwała głowę.
— Nie.
— Nie zrozumiesz więc tego nigdy. Wyjdź.
— Geralt, ja…
— Wyjdź.
Ciri zakręciła się na pięcie, przez chwilę stała niezdecydowanie, jak gdyby czekając. Czekając na coś, co nie mogło nastąpić. Potem szybko pobiegła po schodach. Usłyszeli, jak huknęły drzwi. "
powrót do Cytaty "Krew elfów"