Andrzej Sapkowski

Menu:

saga Nowe wydanie Sagi o Wiedźminie


sagaebooki Saga o wiedźminie ebooki po 29,99zł, Trylogia Husycka ebooki po 33,33zł

Krew elfów - cytaty

"Rozdział drugi"

"Zaprawdę, nie masz nic wstrętniejszego nad monstra owe, naturze przeciwne, wiedźminami zwane, bo są to płody plugawego czarostwa i diabelstwa. Są to łotry bez cnoty, sumienia i skrupułu, istne stwory piekielne, do zabrania jeno zdatne. Nie masz dla takich jak oni miedzy ludźmi poczciwymi miejsca.

A owo Kaer Morhen, gdzie ci bezecni się gnieżdżą, gdzie ohydnych swych praktyk dokonują, starte być musi z powierzchni ziemi, a ślad po nim solą i saletrą posypany.

Anonim, Monstrum albo Wiedźmina opisanie.

Nietolerancja i zabobon zawsze były własnością głupich między pospólstwem i nigdy, jak mniemam, z gruntu wykorzenione nie będą, bo równie wieczne są, jak sama głupota. Tam, gdzie dziś piętrzą się góry, będą kiedyś morza, tam, gdzie dziś wełnią się morza, będą kiedyś pustynie. A głupota pozostanie głupotą. "

Nicodemus de Boot, Medytacje o życiu, szczęściu i pomyślności.


----------------------------------------------------------------

"Czarodziejka rozglądała się bacznie. Wkrótce znalazła to, czego szukała. Nad jarem, wsparty na olbrzymich głazach, leżał poziomo potężny pień, ciemny, goły, pozieleniały od mchu. Triss podjechała bliżej, chcąc się upewnić, że to rzeczywiście Szlak, a nie przypadkowe drzewo, obalone przez wichurę. Dostrzegła jednak niewyraźną wąską ścieżkę, niknącą wśród lasu. Nie mogła się mylić — to, był z pewnością Szlak, otaczająca zamczysko Kaer Morhen najeżona przeszkodami dróżka, na której wiedźmini trenowali szybkość biegu i kontrolę oddechu. Dróżkę nazywano Szlakiem, ale Triss wiedziała, że młodzi wiedźmini mieli dla niej swą własną nazwę: "Mordownia".


----------------------------------------------------------------

"Wałach prychnął i szarpnął łbem, przechodząc fosę po pozostałościach mostu. Triss ściągnęła wodze. Na niej samej zalegające dno rowu zmurszałe czaszki i kościotrupy nie robiły wrażenia. Widziała je już.

— Nie lubię tego — odezwała się nagle dziewczynka. — To nie jest tak, jak powinno być. Umarłych powinno się zakopywać w ziemi. Pod kurhanem. Prawda?

— Prawda — potwierdziła spokojnie czarodziejka. — Ja też tak uważam. Ale wiedźmini traktują to cmentarzysko jako… przypomnienie.

— Przypomnienie czego?

— Kaer Morhen — Triss skierowała konia ku potrzaskanym arkadom — zostało napadnięte. Doszło tu do krwawej bitwy, w której zginęli prawie wszyscy wiedźmini, ocaleli tylko ci, których podówczas nie było w warowni.

— Kto ich napadł? I dlaczego? "

"— Nie wiem — skłamała. — To było strasznie dawno temu, Ciri. Zapytaj o to wiedźminów.

— Pytałam — burknęła dziewczynka. - Ale nie chcieli mi powiedzieć.

Rozumiem ich, pomyślała czarodziejka. Dziecku szkolonemu na Wiedźmina, do tego dziewczynce nie poddanej mutacyjnym zmianom nie mówi się o takich sprawach. Nie opowiada się takiemu dziecku o masakrze. Nie przeraża się takiego dziecka perspektywą tego, że i ono może kiedyś usłyszeć o sobie słowa, które wywrzaskiwali wówczas maszerujący na Kaer Morhen fanatycy. Mutant. Potwór. Dziwoląg. Przeklęty przez bogów, przeciwny naturze twór. Nie, pomyślała, nie dziwię się wiedźminom, że nie opowiedzieli ci o tym, mała Ciri. I ja również ci o tym nie opowiem. Ja, mała Ciri, mam jeszcze więcej powodów, by milczeć. Bo jestem czarodziejką, a bez pomocy czarodziejów fanatycy nie zdobyliby wtedy zamku. A i ów "wstrętny paszkwil" owo szeroko kolportowane "Monstrum", które wzburzyło fanatyków i popchnęło ich do zbrodni, też podobno było anonimowym dziełem jakiegoś czarodzieja. Ale ja, mała Ciri, nie uznaję zbiorowej odpowiedzialności, nie czuję potrzeby ekspiacji z tytułu wydarzenia, które miało miejsce pół wieku przed moim urodzeniem. "


----------------------------------------------------------------

"Ciri westchnęła z podziwu. Triss uśmiechnęła się, rada z efektu. Piękne, długie i rozpuszczone włosy były rzadkością, wyznacznikiem pozycji, statusu, znakiem kobiety wolnej, pani samej siebie. Znakiem kobiety niezwykłej — bo "zwykłe" panny nosiły warkocze, "zwykłe" mężatki ukrywały włosy pod czepcami lub zawiciami. Panie wysokiego rodu, wliczając królowe, trefiły włosy i układały je. Wojowniczki strzygły się krótko. Tylko druidki i czarodziejki — i nierządnice — obnosiły się z naturalnymi grzywami, by podkreślić niezależność i swobodę."


----------------------------------------------------------------

"— Witamy w Kaer Morhen, Triss.

— Witaj, Geralt.

Zmienił się. Sprawiał wrażenie, jakby się postarzał. Triss wiedziała, że to biologicznie niemożliwe — wiedźmini starzeli się, owszem, ale w tempie zbyt wolnym, by zwykły śmiertelnik lub czarodziejka tak młoda jak ona mogli zauważyć zmiany. Ale wystarczyło jednego spojrzenia, by pojąć, że mutacja mogła powstrzymywać fizyczny proces starzenia. Psychicznego nie mogła. Posieczona zmarszczkami twarz Geralta była tego najlepszym dowodem. Triss z uczuciem głębokiej przykrości oderwała wzrok od oczu białowłosego Wiedźmina. Oczu, które ewidentnie widziały zbyt wiele. Poza tym nie dostrzegła w tych oczach nic z tego, na co liczyła."

"— Witaj — powtórzył. — Cieszymy się, że zechciałaś przyjechać.

Obok Geralta stał Eskel, podobny do Wilka jak brat, jeśli nie liczyć koloru włosów i długiej blizny zniekształcającej policzek. I najmłodszy z wiedźminów z Kaer Morhen, Lambert, jak zwykle z nieładnym, kpiącym grymasem na twarzy. Vesemira nie było. "


----------------------------------------------------------------

"— Odprowadzę twojego konia — zaofiarował się Geralt, sięgając po wodze. Triss ukradkiem przesunęła rękę i dłonie ich złączyły się. Oczy też.

— Pójdę z tobą — powiedziała swobodnie. — Mam w jukach kilka drobiazgów, które będą mi potrzebne.

— Dostarczyłaś mi nie tak dawno trochę przykrych wrażeń — mruknął zaraz po tym, jak weszli do stajni. — Na własne oczy oglądałem twój imponujący nagrobek. Obelisk upamiętniający twą bohaterską śmierć w bitwie o Sodden. Dopiero niedawno doszły mnie wieści, że to była pomyłka. Nie mogę pojąć, jak można było cię z kimś pomylić, Triss.

— To długa historia — odpowiedziała. — Opowiem ci przy sposobności. A przykre wrażenia zechciej mi wybaczyć.

— Nie ma nic do wybaczania. Ostatnimi czasy mało miałem powodów do radości, a tą, której doznałem na wieść, że żyjesz, trudno porównać z jakąkolwiek inną. Chyba tylko z tą, jaką czuję w tej chwili, gdy patrzę na ciebie.

Triss poczuła, jak coś w niej pęka. Strach przed spotkaniem z białowłosym wiedźminem przez całą drogę walczył w niej z nadzieją na to spotkanie. A potem widok tej zmęczonej, steranej twarzy, te wszystkowidzące, chore oczy, słowa, zimne i wyważone, nienaturalnie spokojne, ale przecież tak tchnące emocją…

Rzuciła mu się na szyję, od razu, bez zastanowienia. Chwyciła jego dłoń, gwałtownie wpakowała ją sobie na kark, pod włosy. Mrowienie spłynęło jej po plecach, przeszyło taką rozkoszą, że o mało nie krzyknęła. By powstrzymać i stłumić krzyk, znalazła ustami jego usta, przywarła do nich. Drżała, przyciskając się do niego silnie, budowała i potęgowała w sobie podniecenie, zapominając się coraz bardziej.

Geralt się nie zapomniał.

— Triss… Proszę cię.

— Och, Geralt… Tak bardzo…

— Triss — odsunął ją delikatnie. — Nie jesteśmy sami… Idą tu."


----------------------------------------------------------------

"— Triss, dziecinko!

— Vesemir!

Tak, Vesemir był naprawdę stary. Kto wie, czy nie starszy niż Kaer Morhen. Ale szedł ku niej szybkim, energicznym i sprężystym krokiem, jego uścisk był krzepki, a dłonie mocne.

— Cieszę się, że cię znów widzę, dziadku.

— Pocałuj mnie. Nie, nie w rękę, mała czarownico. W rękę będziesz mnie całować, gdy spocznę na marach. Co pewnie nastąpi niebawem. Och, Triss, dobrze, że przyjechałaś… Kto mnie wyleczy, jeśli nie ty?

— Wyleczyć, ciebie? Z czego? Chyba ze szczeniackich gestów! Zabierz rękę z mego tyłka, staruchu, bo ci podpalę to siwe brodzisko!

— Wybacz. Ciągle zapominam, że wyrosłaś, że już nie mogę cię brać na kolana i poklepywać. Co do mego zdrowia… Och, Triss, starość nie radość. W kościach łamie mnie tak, że wyć się chce. Pomożesz staremu, dziecinko?

— Pomogę — czarodziejka wyswobodziła się z niedźwiedzich objęć, spojrzała na towarzyszącego Vesemirowi Wiedźmina. Ten był młody, wydawał się rówieśnikiem Lamberta. Nosił krótką czarną brodę, która nie kryła jednak silnych zeszpeceń po ospie. Było to dość niecodzienne, bo wiedźmini byli zwykle wysoce uodpornieni na choroby zakaźne.

— Triss Merigold, Coen — przedstawił ich Geralt. — Coen spędza z nami pierwszą zimę. Pochodzi z północy, z Poviss.

Młody wiedźmin ukłonił się. Miał niezwykle jasne, żółtozielone tęczówki, a pocięte czerwonymi niteczkami soczewki wskazywały na ciężki, kłopotliwy przebieg mutacji oczu."


----------------------------------------------------------------

—— Zjesz z nami wieczerzę. Zaraz. A potem wyśpisz się porządnie i wypoczniesz. Przygotowaliśmy dla ciebie najlepszą komnatę, tę w wieży. I wstawiliśmy tam najlepsze łoże, jakie było w Kaer Morhen.

— Dziękuję — Triss uśmiechnęła się lekko. W wieży, pomyślała. Dobrze, Vesemir. Dziś może być w wieży, jeśli aż tak zależy ci na pozorach. Mogę spać w wieży, w najlepszym łóżku ze wszystkich łóżek w Kaer Morhen. Choć wolałabym z Geraltem w najgorszym. —


----------------------------------------------------------------

—Jeżeli chodziło o życie erotyczne, Triss Merigold miała prawo uważać się za typową czarodziejkę. Zaczęło się od kwaśnego smaku zakazanego owocu, podniecającego wobec surowych reguł akademii i zakazów mistrzyni, u której praktykowała. Potem przyszła samodzielność, swoboda i szalony promiskuityzm, zakończony, jak to zwykle bywa, goryczą, rozczarowaniem i rezygnacją. Nastąpił długi okres samotności i odkrycie, że do rozładowania stresów i napięć najzupełniej zbędny jest ktoś, kto chciałby uważać się za jej pana i władcę zaraz po tym, jak przewróci się na plecy i obetrze pot z czoła. Że na uspokojenie nerwów istnieją sposoby mniej kłopotliwe, które ponadto nie brudzą ręczników krwią, nie puszczają pod kołdrą wiatrów i nie domagają się śniadania. Potem przyszedł krótki i zabawny okres fascynacji własną płcią, zakończony wnioskiem, że brudzenie, wiatry i żarłoczność nie są bynajmniej wyłączną domeną mężczyzn. Wreszcie, jak wszystkie bez mała magiczki, Triss przestawiła się na przygody z innymi czarodziejami, sporadyczne i denerwujące swym zimnym, technicznym i nieledwie rytualnym przebiegiem.

I wtedy pojawił się Geralt z Rivii. Wiodący niespokojne życie wiedźmin, połączony dziwnym, niespokojnym i burzliwym związkiem z Yennefer, jej serdeczną przyjaciółką.

Triss obserwowała oboje i była zazdrosna, choć wydawało się, że nie ma czego zazdrościć. Związek w oczywisty sposób unieszczęśliwiał obydwoje, wiódł prosto ku wyniszczeniu, bolał i wbrew wszelkiej logice… trwał. Triss nie rozumiała tego. I fascynowało ją to. Fascynowało do tego stopnia, że…

Uwiodła Wiedźmina, w niewielkim stopniu pomagając sobie magią. Trafiła na sprzyjający czas. Na moment, gdy on i Yennefer po raz kolejny skoczyli sobie do oczu i rozstali się gwałtownie. Geralt potrzebował ciepła i chciał zapomnieć.

Nie, Triss nie pragnęła odebrać go Yennefer. W gruncie rzeczy bardziej zależało jej na przyjaciółce niż na nim. Ale krótki związek z wiedźminem nie rozczarował jej. Znalazła to, czego szukała — emocję w postaci poczucia winy, lęku i bólu. Jego bólu. Przeżyła tę emocję, podnieciła się nią i nie mogła o niej zapomnieć, gdy się rozstali. A czym jest ból, zrozumiała niedawno. W momencie, gdy przemożnie zapragnęła być z nim znowu. Na krótko, na chwilę — ale być.

A teraz była tak blisko…

Triss zwinęła dłoń w kułak i walnęła nim w poduszkę. Nie, pomyślała, nie. Nie bądź głupia, mała. Nie myśl o tym. Myśl o…"


----------------------------------------------------------------

"— Geralt — Triss dokończyła owsianki. — Ciri wczoraj upadła na Szlaku. Nic groźnego, ale zawinił ten błazeński strój. To wszystko jest źle dopasowane i utrudnia jej ruchy.

Vesemir chrząknął, odwrócił wzrok. Aha, pomyślała czarodziejka, a więc to twoje dzieło, mistrzu miecza. Fakt, kabacik Ciri wygląda tak, jakby skrojono go mieczem, a zszyto grotem strzały.

— Dni są, i owszem, coraz krótsze — podjęła, nie doczekawszy się komentarza. - Ale dzisiejszy skrócimy jeszcze bardziej. Ciri, skończyłaś? Pozwól ze mną. Dokonamy niezbędnych poprawek w twoim umundurowaniu.

— Ona biega w tym od roku, Merigold — rzekł gniewnie Lambert. — I wszystko było w porządku, dopóki…

— … dopóki nie zjawiła się tu baba, która patrzeć nie może na niegustowną i niedopasowaną odzież? Masz rację, Lambert. Ale baba zjawiła się i porządek runął, nadszedł czas wielkich zmian. Chodź, Ciri.

Dziewczynka zawahała się, spojrzała na Geralta. Geralt przyzwalająco kiwnął głową, uśmiechnął się. Ładnie. Tak jak potrafił uśmiechać się dawniej, wtedy, gdy…

Triss odwróciła wzrok. Ten uśmiech nie był dla niej. "


----------------------------------------------------------------

"— Jeśli się znasz na magii i na zaklęciach… Jeśli umiesz czarować… Czy mogłabyś zrobić tak, żebym była chłopakiem?

— Nie — odrzekła Triss lodowatym tonem. - Nie mogłabym.

— Hmm… — zatroskała się wyraźnie mała Wiedźminka.

— A czy mogłabyś prznajmniej…

— Przynajmniej, co?

— Czy mogłabyś zrobić tak, żebym, nie musiała… — Ciri oblała się rumieńcem. - Powiem ci na ucho.

— Mów — Triss pochyliła się. - Słucham.

Ciri, czerwieniejąc jeszcze bardziej, zbliżyła twarz do kasztanowych włosów czarodziejki.

Triss wyprostowała się gwałtownie, a oczy jej zapłonęły.

— Dziś? Teraz?

— Mhm.

— Jasna i pieprzona cholera! — wrzasnęła czarodziejka i kopnęła stołek tak, że z impetem wyrżnął o drzwi, strącając szczurzą skórę. - Zaraza, mór, franca i trąd! Ja chyba pozabijam tych przeklętych durniów! "


----------------------------------------------------------------

"— Ta dziewczynka — odezwał się cicho i spokojnie Geralt — ta delikatna i drobna księżniczka przeżyła rzeź Cintry. Zdana tylko na siebie przekradała się przez kohorty Nilfgaardu. Zdołała umknąć przed grasującymi po wsiach maruderami, którzy grabili i mordowali wszystko, co żyło. Przetrwała dwa tygodnie w lasach Zarzecza, całkiem sama. Wędrowała przez miesiąc z grupą uciekinierów, harując ciężko na równi ze wszystkimi i na równi ze wszystkimi głodując. Prawie pół roku pracowała na roli i przy inwentarzu, przygarnięta przez chłopską rodzinę.

Wierz mi, Triss, życie doświadczyło ją, zaprawiło i zahartowało nie gorzej niż podobnych nam hultajów, ściąganych do Kaer Morhen z gościńców. Ciri nie jest słabsza od podobnych nam, nie chcianych bękartów, podrzucanych wiedźminom w karczmach jak kocięta, w wiklinowych koszykach. A jej płeć? Jakie to ma znaczenie?

— Jeszcze pytasz? Jeszcze śmiesz o to pytać? - krzyknęła czarodziejka. — Jakie to ma znaczenie? A takie, że dziewczyna, nie będąc podobna wam, ma właśnie swoje dni! I wyjątkowo źle to znosi! A wy chcecie, by wypluwała płuca na Mordowni i na jakichś cholernych wiatrakach!

Choć rozzłoszczona, Triss doznała rozkosznej satysfakcji na widok zbaraniałych min młodych wiedźminów i obwisłej nagle żuchwy Vesemira.

— Nawet nie wiedzieliście — pokiwała głową ze spokojnym już, zatroskanym, łagodnym wyrzutem. — Opiekunowie od siedmiu boleści. Ona wstydzi się mówić wam o tym, bo nauczono ją, że o takiej przypadłości nie mówi się mężczyznom. I wstydzi się słabości, bólu, tego, że jest mniej sprawna. Czy którykolwiek z was o tym pomyślał? Zainteresował się tym? Czy spróbował domyślić się, co jej dolega? A może ona po raz pierwszy w życiu krwawiła tu u was, w Kaer Morhen? I płakała po nocach, nie znajdując u nikogo współczucia, pocieszenia, nawet zrozumienia? Czy któryś z was w ogóle o tym pomyślał?

— Przestań, Triss — jęknął cicho Geralt. — Wystarczy. Osiągnęłaś to, co chciałaś osiągnąć. A może i więcej, niż chciałaś.

— Cholera by to wzięła — zaklął Coen. — Na ładnych durniów wyszliśmy, nie ma co. Ech, Vesemir, że ty…

— Zamilcz — warknął stary wiedźmin. — Nic nie mów.

W sposób najmniej oczekiwany zachował się Eskel, który wstał, podszedł do czarodziejki, pochylając się nisko ujął jej dłoń i pocałował z szacunkiem. Szybko cofnęła rękę. Nie dlatego, by demonstrować złość i rozdrażnienie, ale by przerwać przyjemną, przenikającą na wskroś wibrację, wywołaną przez dotknięcie Wiedźmina. Eskel emanował silnie. Silniej niż Geralt.

— Triss — powiedział, z zakłopotaniem trąc paskudną szramę na policzku. - Pomóż nam. Prosimy cię o to. Pomóż nam, Triss.

Czarodziejka spojrzała mu w oczy, zacisnęła usta.

— W czym? W czym mam wam pomóc, Eskel?

Eskel znowu potarł bliznę, spojrzał na Geralta. Białowłosy wiedźmin pochylił głowę, przysłonił oczy dłonią. Vesemir chrząknął głośno. "


----------------------------------------------------------------

"— Przede wszystkim — zaczęła, uśmiechając się złośliwie — należy urozmaicić jadłospis Ciri. A zwłaszcza ograniczyć w nim sekretne grzybki i tajemną zieleninę.

Geralt i Coen panowali nad twarzami znakomicie. Lambert i Eskel trochę gorzej. Vesemir w ogóle nie panował. Cóż, pomyślała, patrząc na jego śmiesznie zakłopotaną minę, za jego czasów świat był lepszy. To obłuda była przywarą, której należało się wstydzić. Szczerość wstydu nie przynosiła.

— Mniej wywarów z objętych tajemnicą ziół — ciągnęła, starając się nie chichotać — a więcej mleka. Macie tu kozy. Dojenie to żadna sztuka, zobaczysz, Lambert, nauczysz się w mig.

— Triss — zaczął Geralt — posłuchaj…

— Nie, to ty posłuchaj. Nie poddawaliście Ciri gwałtownej mutacji, nie dotykaliście hormonów, nie próbowaliście eliksirów i Traw. I to się wam chwali. To było rozsądne, odpowiedzialne, ludzkie. Nie skrzywdziliście jej truciznami, więc tym bardziej nie wolno wam jej teraz okaleczać.

— O czym ty mówisz?

— Grzybki, których sekretu tak strzeżecie — wyjaśniła — faktycznie utrzymują dziewczynę w świetnej kondycji i wzmacniają mięśnie. Zioła zapewniają idealną przemianę materii i przyspieszają rozwój. Wszystko razem, wspomagane morderczym treningiem, powoduje jednak pewne zmiany w budowie ciała. W tkance tłuszczowej. To jest kobieta. Jeśli nie kaleczyliście jej hormonalnie, nie kaleczcie fizycznie. Może mieć kiedyś żal do was, że tak bezwzględnie pozbawiliście ją kobiecych… atrybutów. Pojmujecie, o czym mówię?

— A jakże — mruknął Lambert, bezczelnie wpatrując się w biust Triss, napinający materiał sukni. Eskel chrząknął i spiorunował młodego Wiedźmina oczami. "


----------------------------------------------------------------

"Geralt, ku wściekłości czarodziejki, przepadł gdzieś i pojawił się dopiero pod wieczór, dźwigając ustrzelonego koziołka. Triss pomogła mu oprawić zdobycz. Choć potwornie brzydziła się zapachem mięsa i krwi, chciała być blisko Wiedźmina. Blisko. Jak najbliżej. Rosło w niej zimne, zawzięte zdecydowanie. Nie miała ochoty dłużej spać sama.

— Triss! — wrzasnęła nagle Ciri, zbiegając z tupotem po schodach. - Czy mogę dzisiaj u ciebie spać? Triss, tak cię proszę, zgódź się! Proszę cię, Triss!

Śnieg padał i padał. Rozjaśniło się, dopiero gdy nastał Midinvaerne, Dzień Zimowego Przesilenia…"



powrót do Cytaty "Krew elfów"


Krew elfów

KUP TERAZ