Andrzej Sapkowski

Menu:

saga Nowe wydanie Sagi o Wiedźminie


sagaebooki Saga o wiedźminie ebooki po 29,99zł, Trylogia Husycka ebooki po 33,33zł

Czas pogardy - cytaty

"Rozdział pierwszy"

"Vedymini, a. wiedźmini wśród Nordlingów (ob.) tajemnicza i elitarna kasta kapłanów-wojowników, prawdopodobnie odłam druidów (ob.). Wyposażeni w wyobrażeniu ludowym w moc magiczną oraz nadludzkie zdolności, stawać mieli v. do walki przeciwko złym duchom, potworom i wszelkim ciemnym siłom. W rze-czywistości, mistrzami będąc we władaniu bronią, byli v. używani przez władyków Północy w walkach plemiennych, między owymi toczonych. W boju wpadali v. w trans, wywoływany, jak się mniema, autohipnozą lub środkami odurzającymi, walczyli ze ślepą energią, będąc całkowicie niewrażliwymi na ból i poważne nawet obrażenia, co umacniało przesądy o ich nadprzyrodzonej mocy. Teoria, wedle której v. mieli być produktami mutacji lub inżynierii genetycznej, nie znalazła potwierdzenia. Są v. bohaterami licznych podań Nordlingów (por. F. Delanhoy, "Mity i legendy ludów Północy")."

Effenberg i Talbot,

Encyclopaedia Maxima Mundi, tom XV


----------------------------------------------------------------

"Wchodząc do stajni niemal zderzył się z drugim rannym ptaszkiem, którym była młoda dziewczyna w aksamitnym berecie, wywodząca właśnie na podwórze jabłko-witą klacz. Dziewczyna tarła twarz i ziewała, opierając się o bok wierzchowca.

- Ojej - mruknęła, mijając gońca. - Usnę chyba na koniu... Usnę jak nic... Uaauaaua...

- Chłód cię orzeźwi, gdy rozkłusujesz kobyłkę - rzekł grzecznie Aplegatt, ściągając siodło z belki. - Szczęśliwej drogi, panieneczko.

Dziewczyna odwróciła się i spojrzała na niego, jak gdyby dopiero teraz go zauważyła. Oczy miała wielkie i zielone jak szmaragdy. Aplegatt narzucił czaprak na konia.

- Szczęśliwej drogi życzyłem - powtórzył. Zwykle nie był wylewny ani rozmowny, ale teraz czuł potrzebę pogadania z bliźnim, nawet jeśli tym bliźnim była zwykła zaspana smarkula. Może sprawiły to długie dni samotności na szlaku, a może to, że smarkula trochę przypominała jego średnią córkę.

- Niech was bogowie ustrzegą - dodał - od wypadku i złej przygody. We dwie wy jeno i przy tym niewiasty... A czasy teraz niedobre. Wszędzie niebezpieczeństwo czyha na gościńcach...

Dziewczyna szerzej otworzyła zielone oczy. Goniec poczuł zimno na plecach, przeszył go dreszcz.

- Niebezpieczeństwo... - odezwała się nagle dziewczyna dziwnym, zmienionym głosem. - Niebezpieczeństwo jest ciche. Nie usłyszysz, gdy nadleci na szarych piórach. Miałam sen. Piasek... Piasek był gorący od słońca...

- Co? - Aplegatt zamarł z siodłem opartym o brzuch. - Co mówisz, panieneczko? Jaki piasek?

Dziewczyna wzdrygnęła się silnie, przetarła twarz. Jabłkowita klacz potrząsnęła łbem.

- Ciri! - zawołała ostro czarnowłosa kobieta z podwórza, poprawiając popręg i juki karego ogiera. - Pospiesz się!

Dziewczyna ziewnęła, spojrzała na Aplegatta, zamrugała, sprawiając wrażenie zdziwionej jego obecnością w stajni. Goniec milczał.

- Ciri - powtórzyła kobieta. - Zasnęłaś tam?

- Już idę, pani Yennefer! "


----------------------------------------------------------------

"Długo leżał nieruchomo, rozpamiętując sen. Potem wstał. Wyciągnął spod poduszki sakiewkę, szybko przeliczył dziesięciokoronówki. Sto pięćdziesiąt za wczorajszą mantikorę. Pięćdziesiąt za mglaka, którego zabił na zlecenie wójta z wioski pod Carreras. I pięćdziesiąt za wilkołaka, którego wystawili mu osadnicy z Burdorffu.

Pięćdziesiąt za wilkołaka. Dużo, bo robota była łatwa. Wilkołak nie bronił się. Zagnany do jaskini, z której nie było wyjścia, uklęknął i czekał na cios miecza. Wiedźminowi było go żal.

Ale potrzebował pieniędzy.

Nie minęła godzina, a wędrował już ulicami miasta Dorian, szukając znajomego zaułka i znajomego szyldu."


----------------------------------------------------------------

" Naprzeciw, za dębowym biurkiem, rozparł się w wyściełanym fotelu Codringher, każący tytułować się "adwokatem" człowiek, dla którego nie było rzeczy niemożliwych. Jeśli ktoś miał trudności, kłopoty, problemy - szedł do Codringhera. I wówczas ten ktoś szybko dostawał do ręki dowody nieuczciwości i malwersacji wspólnika w interesach. Otrzymywał kredyt bankowy bez zabezpieczeń i gwarancji. Jako jedyny z długiej listy wierzycieli egzekwował należności od firmy, która ogłaszała bankructwo. Otrzymywał spadek, choć bogaty wuj odgrażał się, że nie zapisze ni miedziaka. Wygrywał proces spadkowy, bo najzawziętsi nawet krewni niespodziewanie wycofywali roszczenia. Jego syn wychodził z lochu, oczyszczony z zarzutów na podstawie niezbitych dowodów albo zwolniony z braku takowych, bo jeśli dowody były, to znikały tajemniczo, a świadkowie na wyprzódki odwoływali wcześniejsze zeznania. Nadskakujący córce łowca posagów nagle zwracał afekt ku innej. Kochanek żony lub uwodziciel córki w wyniku nieszczęśliwego wypadku doznawał skomplikowanego złamania trzech kończyn, w tym przynajmniej jednej górnej. A zapamiętały wróg lub inny nader niewygodny osobnik przestawał szkodzić - z reguły ginął po nim wszelki ślad i słuch. Tak, jeśli ktoś miał problemy, jechał do Dorian, biegł chyżo do firmy "Codringher i Fenn" i kołatał do mahoniowych drzwi. W drzwiach stawał "adwokat" Codringher, niewysoki, szczupły i szpakowaty, o niezdrowej cerze czło-wieka rzadko przebywającego na świeżym powietrzu. Codringher prowadził do kantoru, siadał w fotelu, brał na kolana dużego biało-czarnego kocura i głaskał go. Obaj -Codringher i kocur - mierzyli klienta nieładnym, niepokojącym spojrzeniem żółtozielonkawych oczu. "


----------------------------------------------------------------

"- Nie drażnij mojego kota - powiedział adwokat, uspokajając zwierzątko głaskaniem. - Poruszyło cię nazwanie kolegą? Przecież to prawda. Ja też jestem wiedźminem. Ja też wybawiam ludzi od potworów i od potwornych kłopotów. I też robię to za pieniądze.

- Są pewne różnice - mruknął Geralt, wciąż pod nieprzyjaznym wzrokiem kocura.

- Są - zgodził się Codringher. - Ty jesteś wiedźminem anachronicznym, a ja wiedźminem nowoczesnym, idącym z duchem czasu. Dlatego ty wkrótce będziesz bezrobotny, a ja będę prosperował. Strzyg, wiwern, endriag i wilkołaków wkrótce nie będzie już na świecie. A skurwysyny będą zawsze.

- Przecież ty wybawiasz od kłopotów właśnie głównie skurwysynów, Codringher. Mających kłopoty biedaków nie stać na twoje usługi.

- Na twoje usługi biedaków nie stać również. Biedaków nigdy nie stać na nic, dlatego właśnie są biedakami.

- Niesłychanie to logiczne. A odkrywcze, że aż dech zapiera.

- Prawda ma to do siebie, że zapiera. A właśnie prawdą jest, że bazą i ostoją naszych profesji jest skurwysyństwo. Z tym, że twoje jest już prawie reliktem, a moje jest realne i rosnące w siłę.

- Dobra, dobra. Przejdźmy do rzeczy. "


----------------------------------------------------------------

"- A Calanthe - dodał Codringher - gwałtownie usiłowała zajść w ciążę i urodzić syna. Nic z tego nie wyszło. Urodziła córkę Pavettę, potem dwukrotnie poroniła i stało się jasne, że nie będzie miała więcej dzieci. Wszystkie plany wzięły w łeb. Ot, babska dola. Wielkie ambicje przekreśla zrujnowana macica."


----------------------------------------------------------------

"- Nie kupię. To niepraktyczne. Hałasuje w locie.

- Gwizd działa psychologicznie. Potrafi sparaliżować ofiarę strachem.

- Możliwe. Ale może i ostrzec. Ja zdążyłbym się przed tym uchylić.

- Gdybyś widział, jak w ciebie rzucają, owszem. Wiem, że potrafisz uchylić się przed strzałą albo bełtem... Ale z tyłu...

- Z tyłu też.

- Gówno prawda.

- Załóżmy się - powiedział zimno Geralt. - Ja odwrócę się twarzą do podobizny twego taty idioty, a ty rzuć we mnie tym orionem. Trafisz mnie, wygrałeś. Nie trafisz, przegrałeś. Jeśli przegrasz, rozszyfrujesz elfie manuskrypty. Zdobędziesz informacje o Dziecku Starszej Krwi. Pilnie. I na kredyt.

- A jeśli wygram?

- Również zdobędziesz te informacje i udostępnisz je Yennefer. Ona zapłaci. Nie będziesz pokrzywdzony. Codringher otworzył szufladę i wyciągnął drugi orion.

- Liczysz na to, że nie przyjmę zakładu - stwierdził, nie zapytał.

- Nie - uśmiechnął się wiedźmin. - Jestem pewien, że go przyjmiesz.

- Ryzykant z ciebie. Zapomniałeś? Ja nie miewam skrupułów.

- Nie zapomniałem. Nadchodzi wszak czas pogardy, a ty idziesz z postępem i duchem czasu. Ale ja wziąłem sobie do serca zarzuty anachronicznej naiwności i tym razem zaryzykuję nie bez nadziei na zysk. Jakże więc? Zakład stoi?

- Stoi - Codringher ujął stalową gwiazdę za jedno z ramion i wstał. - Ciekawość zawsze brała u mnie górę nad rozsądkiem, nie wspominając o bezzasadnym miłosierdziu. Odwróć się.

Wiedźmin odwrócił się. Spojrzał na gęsto podziurawione oblicze na portrecie i na utkwiony w nim orion. A potem zamknął oczy.

Gwiazda zawyła i huknęła w ścianę cztery cale od ramy portretu.

- Jasna cholera! - wrzasnął Codringher. - Nawet nie drgnąłeś, ty sukinsynu!

Geralt odwrócił się i uśmiechnął. Niezwykle paskudnie.

- A po co miałem drgać? Słyszałem, że rzucasz tak, by nie trafić. "


----------------------------------------------------------------

"Do izby wszedł białowłosy.

Miecz, który trzymał w ręku, zręcznie wsunął do pochwy na plecach. Zbliżył się do kontuaru, nawet spojrzeniem nie zaszczycając leżącego na podłodze trupa. Gospodarz skurczył się.

- Niedobrzy ludzie... - powiedział chrapliwie białowłosy. - Niedobrzy ludzie umarli. Gdy przyjedzie bajlif, może się okazać, że była nagroda za ich głowy. Niech z nią zrobi, co uważa za stosowne.

Gospodarz skwapliwie pokiwał głową.

- Może się też zdarzyć - podjął po chwili białowłosy -że o los tych niedobrych ludzi zapytają ich kamraci albo druhowie. Tym rzeknij, że pokąsał ich Wilk. Biały Wilk. I dodaj, żeby często oglądali się za siebie. Pewnego dnia obejrzą się i zobaczą Wilka. "



powrót do Cytaty "Czas pogardy"